sobota, 13 maja 2017

Strzeż się. Ja się nie ustrzegłem

Zanim opiszę moje wrażenia po obejrzeniu filmu Obcy. Przymierze - Ridleya Scotta przypomnę jak w lipcu 2012 roku wstrząsnął mną Prometeusz:
/ refleksja z forum DOF / "Skąd to poczucie zawiedzenia dominujące w recenzjach tego filmu? Co wzbudziło nadzieje, że Scott powróciwszy do świata Aliena stworzy coś zbliżonego do jego poziomu? Dlaczego w ogóle tego oczekiwaliśmy?  Pozostając przy kinie gatunkowym oczekuję w filmie fantastycznym emocji i przesłania prostego jak western Johna Forda. Przygoda, tajemnica, prawy bohater, zło ujarzmione. Nie zaszkodzi również kilka zaskoczeń fabularnych. To wszystko niby dostaliśmy tego lata więc na co narzekamy? Dlaczego widz miał otrzymać intelektualną zabawę i naukową prawdę skoro żadna z części  nie miała takich aspiracji ( no może poza próbą Finchera). Miałem to szczęście, że poszczególne odsłony Obcego oglądałem chronologicznie, zawsze w kinie i w każdej części odnajdywałem nową jakość. Ale w Resurrection  formuła Obcego praktycznie się wypaliła. Film przeładowany pomysłami, jak wydaje się, czerpiący garściami z zarzuconych scenariuszy, niczym Cyrk pokazujący nam tresurą obcych kreatur i prawie uczłowieczając zło  doprowadził zwycięską Ellen Ripley do domu. Kolebka ludzkości została ocalona (na razie) i można było zanucić home, sweet home. I tak mogło zostać. Ripley spajała tetralogię Obcego. Przy całej różnorodności poszczególnych części z wyraźnym piętnem reżyserskich fiksacji to ona była ważniejsza niż potwór. Pomysł, że Scott olśni po raz drugi i to zabiegiem cofającym akcję,  nie wydawał się być z góry skazany na niepowodzenie. Liczyłem, że Scott uniknie pułapki w jaką wpadł Lucas próbując nam pokazać, sfilmować to co tak pięknie leciało napisami w czołówce A New Hope. Po Robin Hoodzie Scott powinien to doskonale wiedzieć. Pewnych rzeczy po prostu nie warto ruszać, ale jak mówią pieniądz nie śmierdzi. Nowy pomysł fabularnie będący miksem teorii panspermii  i von Dänikena,  z unoszącym się nad tym wszystkim zapaszkiem new age a nawet scjentologii , puszcza oko do miłośników Obcego. Ale to inny film, inna bajka. Nie potrafi się zdecydować czym naprawdę chce być, scenariuszowo jest po prostu kiepski a momentami wręcz żałosny. Nierówny, niedobrany aktorsko (faktycznie zapamiętamy jedynie Fassbendera), z żenującym zakończeniem obraża mnie jako widza. Osobiście jestem bardzo mocno zawiedziony. Naprawdę wierzyłem, że będzie to dobry film".
No cóż, dzisiaj to samo mógłbym napisać o Przymierzu. Ten film to praktycznie Prometeusz 2.0 i niestety nie widać żadnego postępu, to praktycznie identyczne fabularnie filmy. Powtarza nawet te same idiotyzmy. Poprzeczkę oczekiwań obniżyłem maksymalnie ale w tym miejscu muszę przeprosić. Life, który niedawno oglądałem i na tle którego miał błyszczeć najnowszy film Scotta a o którym nie miałem dobrego zdania, to film lepszy od Obcy. Przymierze. Z trwogą czekam na październik i to co przyniesie powrót do świata Blade Runnera. W kinie nikt nie usłyszy twojego szlochu (z żalu).

Kartonowa maszkara uczciwie ostrzega. Nie posłuchałem
i obejrzałem.
Zdjęcie własne



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz