niedziela, 30 lipca 2017

Natura nas pogodzi

Cover by John Harman
Wojna o planetę małp - Matt Reeves. W sumie nie wiem czego się spodziewałem po tym filmie, że wyszedłem z kina nie do końca zadowolony. Może wyszedłem po prostu przybity ostateczną konkluzją, że nie jesteśmy na tyle ludzcy by przetrwać. Może nastrój zadowolenia został obniżony obozowymi scenami, podobnymi emocjami, którymi byłem ostatnio szantażowany chociażby przy netflixowej Okji. Pewnie czepiam się bezpodstawnie ale samo, doskonale zresztą, zaanimowanie aż po uczłowieczenie małp jest zbyt słabym mandatem dla ich panowania nad światem. Oczywiście wykorzystały sytuację i nie są nic winne, że okazaliśmy się takimi ćwokami. Nie szkoda nam tak przedstawionych ludzi ale zastąpienie ich człowiekowatymi en masse również nie powinno zachwycać.
Nowa trylogia o małpach wyrasta na doskonały cykl i godnie zastępuje starszą wersję (jestem nieobiektywny bo największą słabość mam do wersji Tima Burtona). Wojna o planetę małp stara się wręcz o laur filmu bardziej mądrego niż powinien być wakacyjny blockbuster. I jest takim powrotem do punktu wyjścia, próba opowiedzenia tej samej historii. Małpy znowu, tym razem ostatecznie muszą się wyrwać z niewoli. Co prawda mamy tu kalkę kina wojenno-obozowego, mamy kolejnego szalonego pułkownika, mamy cierpienie i poświęcenie, zdradę i nawrócenie, epidemię, która mutuje, jest nawet mini wojna z użyciem ciężkiego uzbrojenia. Ale odnoszę wrażenie, że planecie jest obojętne kto nią będzie władał. Przecież byle lawina może zabrać wszystko.

środa, 26 lipca 2017

Hybrydowe zielone ludziki

Zdjęcie wydawca
Czerwień - Linda Nagata. Ma podtytuł Misja "Brzask" i jest pierwszą częścią trylogii wydanej już w całości w Polsce. Czytelniczo to bardzo miła niespodzianka, więcej niż sprawnie napisany technothriller czy jakby chciał wydawca, militarna fantastyka. Jeżeli tak, to bliskiego zasięgu, cholernie bliskiego. Kojarzyła mi się bardzo z "czarną" serią wydawnictwa Adamski i Bieliński.
To historia żołnierzy, niewielkiej grupy bojowej armii amerykańskiej. Poznajemy ich w czasie akcji w Afryce, gdzieś w obszarze Sahelu. Akcji, która dla dowodzącego nią porucznika Shelleya (czyżby ukłon w stronę Mary Shelley?) kończy się dramatycznie. Grupa odnosi ciężkie straty a on sam zostaje inwalidą. W tym momencie wiele opowieści wojennych straciłoby swoja dynamikę ale nie u Nagaty. Tutaj akcja zaczyna nabierać rozpędu i inteligentnie się komplikować. Jak na fantastykę militarną mamy odpowiednio zhybrydyzowanych żołnierzy wspomaganych fizycznie egzoszkieletami, wearables oraz całą masą gadżetów, od dronów po wszystkowiedzącą sieć. Intrygę buduje wewnętrzny amerykański konflikt, w czasie którego dochodzi do użycia broni atomowej, a w całą sprawę wydają się być zamieszani - niewidzialna ręka rynku handlu bronią oraz wirtualna Chmura i grasująca w niej tytułowa Czerwień. Nagata emocjonująco i bardzo zajmująco to wszystko opowiada wzbudzając szczere zainteresowanie ciągiem dalszym, mam nadzieję, w co najmniej równie pasjonujących - Ciężkie próby i stronę mroku.

wtorek, 25 lipca 2017

Tak samo ale inaczej

Zdjęcie wydawca
Stacja Centralna - Lavie Tidhar. Autor szarżuje ale trudno mi jednoznacznie uznać czy w świecie literatury fantastycznej to bardziej wada czy zaleta. Tytułowy obiekt to kosmoport ulokowany w Tel Awiwie, w Judei przyszłości (jakby ziemi tej było mało problemów). Cywilizacyjny konglomerat jaki tam spotykamy uderza do głowy swoją różnorodnością, kosmopolityzmem i wymuszoną miejscem kohabitacją. Staje się jakby ambasadą, ziemią niczyją, Checkpointem Charlie , łącznikiem z Ziemią jej pozaziemskich bytów. Świat się postarzał i zasłużył już na nazwy w rodzaju - Kolebka Człowieka, Macica Ludzkości czy też Rdzeń. Masy ludzkie mieszają się z samodzielnymi acz porzuconymi robotami, świadomość ludzka z jaźnią cyfrową, świat realny z wirtualnym, awatary z jak najbardziej żywymi stworzeniami, biologia swojska i obca, chasydzi z duchownymi Drogi Robota. Nie zdziwi nas nawet ceremoniał obrzezania prowadzony przez kapłana-robota, który chciał zostać Żydem. Zresztą wielobarwność religijna mieszkańców wszechświata Tidhara, bogotwórstwo na tej żyznej monoteistycznej glebie szybko przestaje nas dziwić jakby tłumaczona świętością i mistycyzmem tego miejsca.
W cieniu stacji, już bardziej w tradycyjny sposób, splatają się losy kilku osób. Powracającego na Ziemię Borisa Chonga i jego dawnej miłości Miriam. Jej przybranego syna, Kranka, stworzonego nie zrodzonego, Carmel, kosmicznej strzygi (już wiem dlaczego powieść tak spodobała się Peterowi Wattsowi) żerującej na cyfrowych danych i jej przyjaciela Achi, antykwariusza ceniącego dane bardziej tradycyjne czy Iosabel zakochanej w robotniku a raczej dawnym robocie bojowym, pilotce wirtualnych przestrzeni. Połowę książki zajmuje przedstawienie jego głównych bohaterów, których w drugiej połowie powoli żegnamy, nie prowadzeni przez żądną wstrząsającą nami intrygę, zmuszeni tym samym smakować świata przedstawionego. A świat jest smakowity chociaż najczęściej dostajemy tylko jego kęsy, fragmenty, przeczucia. Autor karmi naszą wyobraźnię niedomówieniami, wiele swoich ciekawych pomysłów nie rozwija lub nieoczekiwanie je porzuca. Najciekawsze jest to, że praktycznie przez całą lekturę nie opuszczamy Tel Awiwu, poruszając się wręcz w jednej jego dzielnicy. Jednocześnie, pomimo tego, że to jednak daleka przyszłość, ten cały świat jest staroświecki i po naszemu przewidywalny. Momentami wręcz melancholijny jak Saudade M. Johna Harrisona, z którego trylogią Traktu Kefauhuchiego ma zadziwiająco wiele wspólnego. Chwilami nostalgiczny i odlskulowy. Narracja jest splątana i niespieszna Dużo w tym literackiego smaku i kulturowej oryginalności. Ale tym autor Osamy i Stulecia przemocy przecież nas nie zaskoczy.

piątek, 21 lipca 2017

Na plaży biała flaga

materiał reklamowy
Dunkierka - Christopher Nolan. Ostatni raz na plaży Dunkierki byliśmy przez chwilę dziesięć lat temu kiedy zabrał nas tam Joe Wright ekranizując Pokutę, Iana McEwana. Jest to raczej tragiczny epizod IIWŚ i pierwsza poważna rana świata zachodniego w starciu z hitleryzmem. Co więcej historycy są przekonani, że Niemcy licząc na zawarcie pokoju z Anglią celowo nie przyłożyli się do wykorzystania tej sytuacji pozwalając na cudowne ocalenie przeciwnika. Jakby jednak nie było prawdziwymi bohaterami operacji Dynamo, w czasie której ewakuowano z wybrzeża Francji ok. 335 tyś. żołnierzy (Churchill liczył, że uda się ocalić 30-40 tyś.) byli zwykli Anglicy, cywile, ludzie, którzy swoimi żaglówkami, kutrami, łodziami wycieczkowymi przepłynęli kanał by zabrać swoich chłopców do domu.
Zaskakująco film Nolana to obraz fabularnie kameralny. Skupia się na historii kilku postaci, wypadałoby nawet powiedzieć bohaterów. To kilku przypadkowych żołnierzy, którzy za wszelką cenę chcą się wydostać z pułapki, właściciel łodzi motorowej (Mark Rylance) i jego załoga, pilot RAF-u i jego Supermarine Spitfire (Tom Hardy) czy brytyjski Komandor pilnujący z brzegu ewakuacji (Kenneth Branagh). Więcej w tym filmie klaustrofobicznie ograniczających niż otwartych przestrzeni. Jedynie dzięki pilotom RAF-u możemy ujrzeć obraz w szerszej perspektywie. Pomaga w tym również ciekawy zabieg narracyjny pozwalający na obejrzenie tej samej sytuacji oczyma różnych bohaterów. Dramatyzm sytuacji podkreśla udźwiękowienie i rewelacyjna muzyka Hansa Zimmera. Film technicznie rewelacyjny. Widać powściągliwość w sięganiu po oprogramowanie tworzące sztuczne efekty. Nolan w większości korzysta z, co najmniej, świetnych replik pojazdów, przedmiotów. Największe wrażenie robią podniebne pojedynki i jedynie można się lekko zżymać na jednoosobową skuteczność Toma Hardy'ego. Musimy również na słowo uwierzyć Nolanowi, że ewakuowano kilkaset tysięcy osób gdyż tego po prostu za bardzo nie widać. I warto przed seansem co nieco na ten temat poczytać gdyż reżyser wrzuca nas w akcję niespecjalnie tłumacząc jej historyczny kontekst. Ale i tak należy zejść dla tego filmu z plaży.

środa, 19 lipca 2017

Zagraj to jeszcze raz, Baby

Cover by Oscar Wright
Baby Driver - Edgar Wright. To podobnej klasy wielkomiejska baśń co La La Land. O ile film Damiena Chazelle'a wpisywał się idealnie w tradycję amerykańskiego musicalu to Wright eksploruje, nie stroniąc od musicalowych zagrywek i w rytmie muzyki dyktującej tempo, szeroko pojęte amerykańskie kino drogi. To samochód stworzył drogę, dał Amerykanom wolność, wypełniał ich marzenia. W kulturze masowej stał się wehikułem eskapizmu ale i blaszaną pułapką. To samochód zmodernizował przestępczość i ją poniekąd zorganizował, przyspieszył świat pędzący do tej pory na koniach.
Tytułowy Baby to młody chłopak (Ansel Elgort), zmuszony do pracy jako kierowca przez Doktora, przestępcę granego przez Kevina Spacey'a, specjalizującego się w opracowywaniu napadów na punkty kasowe. Baby jako kierowca jest szalenie utalentowany co pozwala mu skutecznie i jednocześnie efektownie uciekać przed Policją, wywożąc z miejsca przestępstwa uczestników napadu. Jest przy tym nad wyraz spokojny i skupiony w czym w ogóle pomaga mu namiętne słuchanie muzyki z iPoda. Jego playlista przykrywa równie dobrze osobistą traumę z dzieciństwa co zagłusza wyrzuty sumienia z uczestniczenia w złodziejskim procederze. Jak to w takich historiach bywa, spłacenie długu wobec Doktora i pojawiająca się nagle miłość tylko komplikują życie Baby. Oprócz kilku całkiem brawurowych pościgów samochodowych i porządnej setlisty dostajemy kino rozpięte między Bonnie i Clyde a Dzikością serca, Buntownikiem bez powodu a Ucieczką gangstera. Piękno maszyn i zgrzyt blach przywołują wręcz Christine. No i oczywiście Drive, który, wyobrażam sobie, Baby musiał oglądać jako nastolatek. Film realizacyjnie nie korzystający z efektów komputerowych jest na szczęście daleki od Szybkich i wściekłych. Oprócz Elgorta na pochwałę zasługują Jamie Foxx oraz Jon Hamm jako prawdziwi mad men.
Gdy wracałem z kina żona upomniała mnie bym zwolnił i ściszył muzykę.

sobota, 15 lipca 2017

Refleksy #7

O ile przeniesienie książek z regałów w pokoju przeznaczonym do malowania odbyło się w najprostszy z możliwych sposobów, musiałem się jedynie starać utrzymać jak najwięcej woluminów w rękach przenosząc do drugiego pomieszczenia, to ich powrót nie był już tak praktyczny i szybki. Z kilku powodów. Książki musiałem odkurzyć a czynność ta niejednokrotnie prowokowała bliższe przyjrzenie się książce, zajrzenie do niej a nawet wczytanie się w nią. Przyjrzenie się książce skutkowało inną koncepcją jej ustawienia na półce, całkowicie odmienna od dotychczasowej a w kilkudziesięciu przypadkach ich eksmisją do biblioteki miejskiej. Ta relokacja związana była generalnie z pewną przypadkowością tych lektur, ich silna sezonowością, bądź całkowitym porzuceniem ich autorów. Na marginesie, próba ich osiedlenia w bibliotece publicznej nie była znowu taka łatwa. Pani bibliotekarka uzmysłowiła mi, że nie wszystko czego nie chcemy w domu biblioteka przyjmie. Na całe szczęście niebieska torba pewnego szwedzkiego sklepu wypełniona została przeze mnie w miarę aktualną porcją beletrystyki, sensacji, horroru, kryminału, do tego nienagannie utrzymaną, więc spotkała się z pełną przychylnością. Cieszę się więc, że  biblioteczka moja, niewielka, licząca kilkaset papierowych książek, została już zdublowana ebookami, które może nie przynoszą podobnych wrażeń organoleptycznych i nie uruchomią tylu interakcji w czasie remontu ale pokonują ją praktycznością.
Wyszedł z siebie i nie wrócił - Tomasz Jastrun. Poeta, który przemówił prozą. Historia Franciszka, dojrzałego już mężczyzny, artysty malarza, męża i ojca, mieszkańca stolicy, żywo przypomina perypetie Adasia Miauczyńskiego czyli większość z nas może czerpać bolesną przyjemność z jego obserwacji.
Spider-Man: Homecoming - Jon Watts. Pajączek w sieci Avengers czyli powrót Birdmana. Udany powrót Człowieka Pająka w estetyce świata Marvela. Tom Holland przesympatyczny jako nastoletni przegryw o super mocach. No i świetny Michael Keaton przecież jak nikt inny zakorzeniony w kinie superbohaterskim i jednocześnie filmie o pułapkach takiej roli.
I świeżutkie bo dzisiejsze, dwutygodnikowy esej Andrzeja Ledera Obrót sceny swiata, błyskotliwy tekst wywodzący z popkultury wnioski o kondycji współczesności. Mnie o dzisiejszym końcu rumakowania najbardziej przypomina film Mustang - Deniz Gamze Erguven proroczy na swój sposób, tak w wymiarze prywatnym jak i państwowym. Nie tylko w odniesieniu do Turcji.