środa, 19 lipca 2017

Zagraj to jeszcze raz, Baby

Cover by Oscar Wright
Baby Driver - Edgar Wright. To podobnej klasy wielkomiejska baśń co La La Land. O ile film Damiena Chazelle'a wpisywał się idealnie w tradycję amerykańskiego musicalu to Wright eksploruje, nie stroniąc od musicalowych zagrywek i w rytmie muzyki dyktującej tempo, szeroko pojęte amerykańskie kino drogi. To samochód stworzył drogę, dał Amerykanom wolność, wypełniał ich marzenia. W kulturze masowej stał się wehikułem eskapizmu ale i blaszaną pułapką. To samochód zmodernizował przestępczość i ją poniekąd zorganizował, przyspieszył świat pędzący do tej pory na koniach.
Tytułowy Baby to młody chłopak (Ansel Elgort), zmuszony do pracy jako kierowca przez Doktora, przestępcę granego przez Kevina Spacey'a, specjalizującego się w opracowywaniu napadów na punkty kasowe. Baby jako kierowca jest szalenie utalentowany co pozwala mu skutecznie i jednocześnie efektownie uciekać przed Policją, wywożąc z miejsca przestępstwa uczestników napadu. Jest przy tym nad wyraz spokojny i skupiony w czym w ogóle pomaga mu namiętne słuchanie muzyki z iPoda. Jego playlista przykrywa równie dobrze osobistą traumę z dzieciństwa co zagłusza wyrzuty sumienia z uczestniczenia w złodziejskim procederze. Jak to w takich historiach bywa, spłacenie długu wobec Doktora i pojawiająca się nagle miłość tylko komplikują życie Baby. Oprócz kilku całkiem brawurowych pościgów samochodowych i porządnej setlisty dostajemy kino rozpięte między Bonnie i Clyde a Dzikością serca, Buntownikiem bez powodu a Ucieczką gangstera. Piękno maszyn i zgrzyt blach przywołują wręcz Christine. No i oczywiście Drive, który, wyobrażam sobie, Baby musiał oglądać jako nastolatek. Film realizacyjnie nie korzystający z efektów komputerowych jest na szczęście daleki od Szybkich i wściekłych. Oprócz Elgorta na pochwałę zasługują Jamie Foxx oraz Jon Hamm jako prawdziwi mad men.
Gdy wracałem z kina żona upomniała mnie bym zwolnił i ściszył muzykę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz