wtorek, 28 marca 2017

Z życia storczyka

zdjęcie ze strony
wymarzonyogród.pl
Life - Daniel Espinoza. W sumie ten film nie zasługiwałby nawet na krótki wpis w refleksach gdyż jest po prostu filmem nie wartym uwagi. Mam nawet pewne podejrzenia, że został wyprodukowany i wprowadzony teraz do kin, by w maju, na jego tle, błyszczał Alien: Covenant. Fabuła tego dziełka jest prosta, co samo w sobie nie jest wadą. Wadzi cała reszta. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) podejmuje na orbicie próbnik, który z dużymi kłopotami wraca z Marsa, niosąc na pokładzie ważne próbki z powierzchni Czerwonej Planety. W laboratorium stacji udaje się wyizolować jednokomórkowy organizm, który nakarmiony cukrem i tlenem ożywa i zaczyna ewoluować w Coś zagrażającego załodze (Jake Gyllenhaal, Rebecca Ferguson, Ryan Reynolds i troje innych). Coś pomimo sympatycznego imienia Calvin zachowuje się bez szacunku dla życia ludzkiego. Oczywiście jego agresja została sprowokowana przez samych badaczy z ISS ale szybko to wszystkim umyka. Razem z Cośiem, który na początku przypomina duszka Cacperka by później przybrać postać krwiożerczego storczyka, i systematycznie kurczącą się załogą ganiamy a raczej latamy po całej stacji doświadczając braku Grawitacji (proszę trzymać w pobliżu puste opakowania po popcornie, pełne również). Reżyser, z pewnością z szacunku do widza, pozwala nam być cały czas krok przed akcją. Do samego końca. Co się mamy męczyć. 58 000 000 $, które film kosztował, lepiej było wydać na ochronę Rzekotki drzewnej.
Hyla Arborea
zdjęcie Wikipedia

poniedziałek, 20 marca 2017

Chiński syndrom pokoju

go-game-yin-yang.
Zdjęcie z otchłani sieci
Problem trzech ciał - Cixin Liu. Tytułów science fiction nigdy za dużo, tym bardziej, że na rynku bryluje fantasy i to raczej dla młodszych. Powieść Cixina Liu ukazała się na rynku chińskim dziesięć lat temu. Dzięki tłumaczeniu na język angielski dokonanego przez rodaka Kena Liu, zbieżność nazwisk przypadkowa i typowo azjatycka, zdobyła sławę w USA oraz nagrodę Hugo w 2015 r. Teraz trafia do nas. Pomimo trochę drewnianego języka fabuła imponuje co najmniej w dwóch aspektach. Wiarygodnym odmalowaniem okresu maoizmu i tzw. rewolucji kulturalnej  oraz zajmującym potraktowaniem problematyki naukowej bezpośrednio związanej z fantastyczną fabułą opisującą pierwszy kontakt. O ile to pierwsze jest wielce oryginalne (oczywiście polityka nie jest obca fantastyce ale tą chińską reprezentował do tej pory chyba tylko Ken Liu) to fantastyka trąci lekko myszką i może razić naiwnością ale wytworzony dzięki temu klimat znany ze starej sf z pewnością wielu czytelnikom się spodoba. Autor umiejętnie dawkuje informacje kreując właściwe napięcie wynikające z przebiegu akcji. Czasami udaje się nam odgadnąć jego pomysły a czasami jesteśmy szczerze zaskoczeni. Obok fragmentów prawdziwie i dorośle dramatycznych mamy rozwiązania przynależne raczej fantastyce young adults. Poruszone problemy naukowe (autentycznie znajdujące oparcie w fizyce i matematyce) rozwiązywane są gładko i w większości przypadku w formie sporu przywodzącego na myśl niektóre programy popularnonaukowe. Problem trzech ciał (2007) to początek trylogii i mam nadzieję, że w niezbyt odległym czasie dostaniemy kontynuacje Dark Forrest (2008) oraz Death's End  (2010).

czwartek, 16 marca 2017

Kartografia wyobraźni

Globus Polski,
zdjęcie Globeo, sklep z mapami
Poruszona mapa - Przemysław Czapliński. Rzecz wciągająca i arcyciekawa chociaż nie ogarnąłem do końca myśli autora. W tej raczej akademickiej rozprawie Czapliński bierze współczesną polską literaturę (nie zawsze ale o tym za chwilę) i docierając do jej istoty stara się zrozumieć gdzie w chwili obecnej znajduje się nasz kraj. Politycznie, kulturowo, mentalnie, faktycznie. Czy nasza narracja ma elementy  wspólne z narracjami krajów sąsiednich. Zgodnie z różą wiatrów określił kierunki jej eksploracji na osiach Wschód-Zachód i Południe-Północ. Opierając się na tych głównych kierunkach geograficznych przeanalizował literackich reprezentantów tych kierunków. W peregrynacjach Wschodu pomogli mu Kapuściński, Hugo-Bader, Wilk, Kurczab-Redlich, udowadniając, że konieczne jest odnalezienie osobnego języka na zrozumienie tej części świata, uwierzenie, że jest również naszą częścią. Zachód opisywał Rymkiewicz, Nowak, Rudnicki, Chwin, przekonując, że możemy być częścią tej europejskości chociaż lęka nas bardziej niż wschód. Południe to Stasiuk, Varga, Szczygieł, opisujący bardziej szczątki świata C.k. niż teraźniejszość. Zresztą o ile chodzi o historyczność autor, chociaż skupia się na twórczości przełomu XX i XXI wieku, porusza się dosyć swobodnie po liniach czasu. Penetruje przeszłość łącznie z jej alternatywnymi odmianami gdyż nie unika przywoływania literatury spekulacyjnej z Lodem Dukaja na czele czy też publicystyką kompensacyjną Zychowicza. Implikuje beletrystykę, wspomnienia, reportaż, nie unika wspierania się kinematografią. Szkoda, w związku z tak różnymi przykładami, że nie przywołał Cezarego Zbierzchowskiego, który co prawda w prozie gatunkowej, sf, ale doskonale opisał potencjalny świat polaryzacji północ-południe. Zostawiając Północ na koniec, nie wiedzieć czemu, Czapliński raptem porzucił literaturę polską  by oprzeć swoje dywagacje na skandynawskim kryminale reprezentowanym głównie przez Mankella i Larssona, widząc w tym gatunku narzędzie najlepszej analizy społecznej. Szkoda, że na mapie tej części świata naszym reprezentantem był praktycznie tylko Zaremba ze swoimi opowieściami ze Szwecji. Trochę pogubiłem się w tej dosyć myślowo rozległej pracy ale odniosłem wrażenie, że igła polskiego kompasu najbardziej wrażliwa jest na kierunek wschodni. Autor poruszając mapą twierdzi, że Polska obecnie "leży nie tam gdzie leżała". Nie wie gdzie ale jest pewny, że "płynie w nieokreślonym kierunku". Ale przecież już od Heraklita wiemy, że wszystko płynie  i nic nie pozostaje takie samo.

środa, 15 marca 2017

To Be Continued

Goryl z Zoo w Bristolu pozdrawia oglądających
- zdjęcie Bon Pitchford
Kong: Wyspa Czaszki - Jordan Vogt-Roberts. Chyba lubimy oglądać filmy z małpami wierząc Darwinowi, że pochodzimy od nich. Po restarcie cyklu Planety Małp zapowiada się powrót Konga, który może zostać królem. Początek filmu wzrusza szczerą tęsknota za przygodą w starym stylu. Coś co zapewniał w odległych czasach Zaginiony świat, Artura Conana Doyle'a czy Podróż do wnętrza Ziemi, Juliusza Verne'a. Wizualnie nawet zapewnia odpowiednią dawkę vintage w postaci umieszczenia akcji na początku lat 70-tych w Wietnamie. Ekipa poszukiwaczy przygód formuje się w wilgotnej Azji, w rytmie dobrej muzy i w zgrabnym tempie. Wojskowa część ekipy, przydzielona naukowcom do pomocy chwilę po ogłoszeniu przez Nixona końca wojny wietnamskiej, poprzedzającej wstydliwą ewakuację Sajgonu, przywołuje kino wojenne, szczególnie te tytuły, które rozliczały się z tą konkretną wojną. Jest jeszcze jedno "inteligentne" nawiązanie - Tom Hiddleston nazywa się Conrad a jeden z kluczowych bohaterów Marlowe. Odkryta, dzięki raczkującej technice satelitarnej, gdzieś na Oceanie wyspa wezwie więc żołnierzy pod dowództwem Samuela L. Jacksona, który ochrania grupę naukowców i badaczy z fotografką Brie Larson oraz nosicielem tajemnicy Johnem Goodmanem na czele. Lądowanie na Wyspie jest twarde i zgrabne niczym obecna, krajowa ochrona środowiska. A potem jest już bardzo kolorowo i wybuchowo ale trochę mniej sensownie. Brie Larson nie jest blondynką i jej uroda działa na Konga jakby trochę mniej, po prostu nie ma między nimi chemii. Naukowcy za bardzo nie mają się czym popisać, żołnierze są stereotypowo mało rozgarnięci. Sam główny bohater, Kong robi show jakby jedynie dla ludzi obecnych na Wyspie a co gorsza raz jest większy a raz mniejszy ale zawsze z mimiką twarzy Shreka. Rozumiem, że wszystko to zmierza do konfrontacji z innym gwiazdorskim potworem, ale po co?

piątek, 10 marca 2017

Z głębokości

graffiti z wizerunkiem pisarza - zdjęcie Tyler Merbler
David Foster Wallace. Nieszczęśliwie przed przeczytaniem dwóch zbiorów, opowiadań Krótkie wywiady z paskudnymi ludźmi oraz esejów Rzekomo fajna rzecz, której nigdy więcej nie zrobię, doczytałem również, że ich autor popełnił samobójstwo. Przez ponad 20 lat walczył z depresją, przegrywając tę walkę w 2008 roku. Wiedza ta ciążyła mi w czasie lektury wywołując jednoczesny żal wynikający z tej, dla mnie przecież nie osobistej, straty. Tego zespołu bardzo ciężkich przeżyć wewnętrznych*, której mógł doznać Wallace, w jego pisarskim dziele, jak się bliżej przyjrzymy zobaczymy cienie. Gdyby nie wspomniana wyżej wiedza biograficzna pomyślałbym, że ta psychiczna dekonstrukcja, depersonalizacja** dotyczy jedynie bohaterów jego opowieści. Osoba w depresji była w straszliwym i nieustającym bólu emocjonalnym a niemożność wyznania czy wyartykułowania tego bólu stanowiła sama w sobie komponent bólu i dodatkowy czynnik właściwego koszmaru. To początek opowiadania Osoba w depresji z Krótkich wywiadów... , które czyta się z tą wiedzą całkiem inaczej.  Największe wrażenie zrobił na mnie jeden z tytułowych wywiadów o pewnym podrywaczu, który podrywa niewłaściwą dziewczynę. Inne również warte są poznania, gdyż Wallace ma olbrzymi dar obserwacji i własnej oraz właściwej interpretacji rzeczywistości, co nie zawsze idzie w parze. Zdania są gęste i nie zawsze oczywiste do tego autor często posiłkuje się przypisem, który w jego wykonaniu staje się czymś osobnym a jednocześnie ściśle związanym z główną historią.
Nie inaczej jest w esejach zebranych w Rzekomo fajnej rzeczy... O ile jego relacja ze stanowych targów rolnych czy własnej, młodzieńczej kariery tenisisty może swoją drobiazgowością nie przykuć naszej uwagi to nie odmówi się im obserwacyjnej ostrości. Również esej o telewizji może nam dzisiaj wydać się lekko anachroniczny (to medium w końcu umiera a Wallace w swoim eseju z 1990 r. nawiązuje do produkcji znanych głównie w USA) ale główne myśli nadal są aktualne. Znakomita jest tytułowa historia-relacja z rejsu luksusowym statkiem wycieczkowym po Karaibach (i raczej nie o pięknie tego geograficznego zakątka). Dla miłośników filmów koniecznie David Lynch ocala głowę będący reportażem z planu Zagubionej autostrady pełen dygresji o twórczości reżysera. Naprawdę fajna rzecz.  


*  Samobójstwo jako forma prezentu, w: Krótkie wywiady z...
** Zaburzenie psychiczne przejawiające się poczuciem niepewności co do istnienia własnej osoby i funkcjonowania własnego umysłu, wg. Słownika j. polskiego pod red. W. Doroszewskiego

wtorek, 7 marca 2017

Do młodzieży świat należy

Logan Movie. Official Site.
20th Century Fox
Logan - James Mangold. Film, który nie może się po prostu nie podobać. Dramatyzmem mógłby konkurować z oscarowym Manchester by the Sea. Zaskakująco dojrzale połączył stare z nowym, starość z młodością, wygrana i przegraną, początek i koniec. Marvel znowu uciekł do przodu i w kinie superbohaterskim pokazał swojemu głównemu konkurentowi jak się wygrywa ( niektórzy mogą się doktoryzować na porównaniach do BvS). Głównie udowadniając, że najważniejszy jest scenariusz. Co prawda nasz dystrybutor jakby nie wierzył w widzów i do tytułu dodał Wolverin, żeby było wiadomo o co chodzi (a chodzi o pieniądze), gdyż niezorientowany widz może myśleć, że idzie na jakiś film obyczajowy. I nawet gdyby nie zaspokajał widowiskową stronę fabuły, także jako obyczajowy film byłby nadal bardzo dobry. Oczywiście emocjonujące pokazanie zmęczonych, schorowanych i postarzałych Bohaterów uwarunkowane jest ich eposem, tym, że znamy ich komiksowe, literackie, filmowe życia, że godzimy się z nimi być aż do końca. W swojej kategorii film niemal doskonały - świetny Hugh Jackman i partnerująca mu małoletnia Dafne Keen, świetnie sfilmowany taki madmaxowy pościg pustynią i akcja w hotelu z Profesorem, niegłupi cytat z Jeźdźca znikąd (Shane z 1953 r.), świetna ostatnia scena (chyba nie urazi niczyich uczuć religijnych), Cash śpiewający na końcu. Film w sumie niewesoły, idealny na dzisiejsze czasy, rezonujący politycznie, ekonomicznie i społecznie, prowadząc dialog z teraźniejszością pokazuje nieodległą przyszłość, ostatecznie ma w sobie jednak ten konieczny optymizm. W końcu to zachodzące na plakacie słońce może być również wschodem.

środa, 1 marca 2017

Uciekaj, króliczku

Wikisłownik
Pokot - Agnieszka Holland. Jednak nie przekonał mnie do końca ten feministyczny eko-thriller. Sama uroda zdjęć i krajobrazów okazała się niewystarczająca a talent reżyserski ograniczony jednak tekstem źródłowym i jego główną tezą. Jednak w miarę spisywania swoich wrażeń odkrywałem w nim więcej zalet niż wad. Holland swój film oparła na krótkiej powieści Olgi Tokarczuk - Prowadź swój pług przez kości umarłych a jego akcję umieściła w okolicach miejsca zamieszkania pisarki. Okolice, zresztą przepiękne, zwane Ziemią Kłodzką, uwodzą swoją urodą, historią i tajemniczością oraz udowadniają, że ta część Sudetów warta jest osobistego poznania.
To historia Duszejki (nie przedstawia się imieniem chociaż dowiemy się, że to Janina), dojrzałej, wykształconej kobiety, obecnie emerytki, samotnie mieszkającej, która z pasją zajmuje się nauczaniem języka angielskiego miejscowych dzieci. Prowincja opisana przez Holland jest podręcznikowa lecz jednak taka bliższa latom 90-tym ub. wieku. Ludzie tu są raczej biedni, lokalna elita to wariacja na temat Pana, Wójta i Plebana czyli zły przedsiębiorca (Borys Szyc), Prezes najpewniej czegoś uwłaszczonego (Andrzej Grabowski), komendant Policji (Andrzej Konopka ), kapłan (Marcin Bosak). Wszystkich ich łączy pasja do myślistwa. To właśnie myślistwo staje się osią konfliktu między Duszejko a resztą świata. Nie ma w niej zgody na polowania, zabijanie zwierząt, celebrowanie tego hobby i wpajanie jego zasad najmłodszym. Wielka wrażliwość Duszejki i jej pewna histeryczność ładnie zostają wytłumaczone pewnymi parapsychologicznymi zdolnościami, które pozwalają jej na intuicyjne ale dogłębne poznanie charakteru, emocji drugiego człowieka i jednocześnie wprowadzają do filmu element fantastyczny czy raczej, magiczny. W ten sposób poznaje Dobrą Nowinę (Patrycja Volny) dziewczynę po przejściach i w ich trakcie i Dyzia (Jakub Gierszał) miejscowego nerda. Występują oni niejako w opozycji do tego ordynarnego miejscowego establishmentu, przekonując swoją młodzieńczą naiwnością i szczerością. Tajemnicza śmierć jej sąsiada, kłusownika o przezwisku Wielka Stopa, którego wnyki zadusiły niejedną sarnę, uruchamia kryminalną zagadkę filmu. Jest ona przeprowadzona wręcz wzorcowo i nawet uważny widz może czuć się zaskoczony jej rozwiązaniem. Kłusownik oczywiście nie pozostaje jedyną ofiarą a okoliczności śmierci pozostałych osób, wskazują, o czym przekonuje Duszejko, na zemstę udręczonej matki Natury. Po drodze do finału Duszejko poznaje czeskiego entomologa (Miroslav Krobot), którego pasja i zrozumienie środowiska naturalnego jest jej bardzo bliskie. Ten fragment filmu ma w sobie siłę historii z Co się wydarzyło w Madison County i przeczy hipotezie, że kobiety w wieku Duszejko są niewidzialne. To właśnie w tym fragmencie Duszejko patrzy z taka fascynacja na czeskiego badacza, który zagładę populacji larwy pewnego chrząszcza obrazowo porównał do holocaustu. Podziwia tą bezkompromisowość. Poznaje bliżej również swojego sąsiada Matogę (dawno nie widziany Wiktor Zborowski), który chciałby utrzymywać coś więcej niż stosunki dobrosąsiedzkie. Generalnie w filmie bardzo dużo się dzieje i jest gęsty od znaczeń. Na pewno trafia we wrażliwość osób, które mają podobny stosunek do myślistwa co Duszejko. Myślistwa rozumianego jako krwawe, bezmyślne polowanie prowadzone przez mężczyzn na... No właśnie, w tym znaczeniu Holland, pewnie więc i Tokarczuk (nie czytałem), przekracza znaczeniowo definicję myślistwa, łowiectwa widząc cierpienie i ofiary wśród innego gatunku ssaków niż te polne i leśne. Może i zrównując zwierzęta z człowiekiem. Wystraszone lisy z hodowli z kobietami z agencji towarzyskiej przebranymi za króliczki playboya. Dlaczego nie. Ale jej moralitet staje głównie po stronie kobiet robiąc momentami za manifę by w finale całkowicie porzucić pozory kryminału. To również film drugiej Agnieszki - Mandat, która brawurowo gra Duszejko. Klimat filmu podkreśla muzyka Antoniego Łazarkiewicza i przepięknie sfotografowana natura. Zwierzęta to już inna bajka.

Po zapoznaniu się z filmem uzupełnij o brakujące sylwetki albo zmień schemat.
Uzasadnij swój wybór