sobota, 29 grudnia 2018

Refleksy #23


        Koniec roku jakiś taki nie poskładany. Nawet ten wpis, refleks nieparzysty, pojawia się na koniec roku z przyzwoitości bardziej niż wewnętrznej silnej potrzeby. Nowa świąteczna tradycja rodzinnego seansu w kinie wzięła w łeb, z prostej przyczyny braku odpowiedniego na taka okazję filmu. Peter Jacskon ani starwarsowa franczyza byli nieobecni a inne tytuły nie stały się konkurencją dla świątecznego stołu. Nawet grudniowy wypad na śródziemnomorską wyspę, pomimo odpowiednich dawek słońca, wody i urody obcej ziemi, nie przyniósł spodziewanego ukojenia. I nie rokuje, że podobne pomysły zagoszczą trwale w naszym kalendarzu. 
         W lekturach duża przypadkowość, która również nie sprzyjała odkryciu czegoś wyjątkowego. Może za wyjątkiem Rzeczy, których nie wyrzuciłem - Marcina Wichy, książki nagradzanej ale i pięknie napisanej. Prostym, serdecznym językiem opisywanie człowieka poprzez rzeczy, którymi był, jest otoczony. Epitafium dla matki, dla syna. Czasami wywołuje ból przypominając osobiste pożegnania. Ale i z niego leczy. 
Tunel z gołębiami - Johna Le Carre biograficzne wspomnienia, silnie osadzone w brytyjskiej, powojennej rzeczywistości chociaż pełne anegdot (czasami martwych, czasami półjawnych) nie zbliżają się jakością do fikcji tego Pana. 
Zrodzony - Jeffa VanderMeera to porządna fantastyka, w której część zobaczy sf a niektórzy fantasy. Upadły świat a w nim miasto, w którym nie bardzo wiadomo, czy zaludniają je ludzie czy wytwory biotechnologii kompulsywnie wypuszczane przez tajemniczą Firmę. Opowieść, jak to baśń, niepokojąca. 
Ze smutkiem zauważam, że koniec roku sprzyjał bardziej chciwemu gromadzeniu książek niż ich czytaniu. Z półek, tych fizycznych i wirtualnych, patrzą na mnie grzbiety Tokarczuk, Myśliwskiego, Twardocha, biografia Conrada czy próba opisania fenomenu świadomości na przykładzie ośmiornic. I wiele innych, jedynie przejrzanych, gdzieś napoczętych, kupionych okazyjnie nowości i wznowień nabytych z nostalgii i wiary, że pozwolą na moment cofnąć czas.
W filmach wcale nie lepiej. Tamte dni, tamte noce - Luca Guadagnino to opowieść o młodzieńczych uczuciach. Bezpretensjonalny obraz budzącej się seksualności w rewelacyjnie odmalowanej wakacyjnej atmosferze luzu i niespieszności.
Dziecko w czasie – Juliana Farino z Benedictem Cumberbatchem, grającym ojca, który traci córkę. Dramat rodziców, którym zaginęło dziecko, nieoczywisty i oryginalny przez zastosowany zabieg fabularny.
PredatorShane Black. Niezła zabawa konwencją z niezasłużenie niskimi ocenami. Oby tylko młody Jacob Tremblay nie utknął w podobnych do siebie rolach. Akcja gna do przodu w tempie nie pozwalającym na jakąkolwiek reakcję obronną.
RomaAlfonso Cuaron. Ładnie sfilmowany, czarno-biały obrazek klasy średniej, Meksyku początku lat 70-tych. Gęsty, wielowarstwowy ale kulturowo, geograficznie i politycznie od nas odległy. Nie stanowi przez to, dla mnie, konkurencji dla Zimnej wojny Pawlikowskiego, filmu jakże podobnego.
1983 – pierwszy polski serial od Netflixa. Niepotrzebnie skomplikowana fabuła wskazuje, że serial zaplanowano na więcej niż jeden sezon. Opowieść o totalitarnej Polsce, alternatywnej do znanej nam historii, która wygląda jak kontynuacja II RP pod rządami PPS. Dużo się dzieje, jest trochę naiwności i udziwnień ale mam nadzieję, że ostatecznie wszystko zmierza w dobrym kierunku. Patrząc na krytyczne oceny wyobrażam sobie co się będzie działo po premierze Wiedźmina. Na marginesie, estetyka tego filmu, obsada a po części polityczna intryga przypomniała mi niedawną lekturę Różańca - Rafała Kosika. Adaptacja przy tych samych warunkach skazana byłaby na sukces.
Narcos. Meksyk – to już historia powstających meksykańskich karteli. Zaczynamy od jaja czyli od agenta Kiki Camareny stąd może efekt pewnego znużenia. Michael Pena robi co może ale Miguel Ángel Félix Gallardo (Diego Luna) nie ma tej charyzmy co Pablito. Zobaczymy co dalej.
The First. Misja na Marsa. Zaskoczył mnie ten serial bardzo pozytywnie. To fantastyka bliskiego zasięgu z bardzo dobrym scenariuszem, historią ludzi skupionych na tytułowej misji. Uprzedzić należy, że sezon ten w całości odbywa się na Ziemi i nie należy spodziewać się Marsjanina. Świetna obsada z dawno nie widzianym Seanem Pennem na czele, dobra muzyka, porządne dialogi. Od twórców House of Card. W ramach odkupienia za ostatni sezon.
Do siego roku!