niedziela, 29 grudnia 2019

Refleksy #33

Maria, królowa Szkotów - Josie Rourke. W cieniu Faworyty ale nie na całkiem straconej pozycji. Scenariusz momentami chaotyczny, ufający zbyt bardzo w znajomość historii u widza. Rewelacyjne we współczesnych odniesieniach, krążące wokół brexitu i możliwej secesji Szkocji, opowieść o lojalności, nie tylko rodzinnej. Popis Saoirse Ronan i Margot Robbie.
Eskorta - Peter Berg. Mark Wahlberg jako agent CIA przewożący ważnego informatora. W oryginale Mile 22 to dystans, który musi pokonać przez miasto do lotniska co nie będzie oczywiście łatwym zadaniem. Już było ale ogląda się dobrze.
Irlandczyk - Martin Scorsese wraca z chłopcami z ferajny a zdania co do tego powrotu są podzielone. Historia "szorstkiej przyjaźni"  cyngla mafii Franka Sheerana z Jimmim Hoffą to nostalgiczna podróż do świata, którego już nie ma od dwóch dekad. Świat ten skończył się przecież wraz z premierą Rodziny Soprano.
To. Rozdział 2 - Andy Muschietti. Podzielenie opowieści Kinga na dwa filmy z roczną przerwą między nimi, mając na uwadze dorastanie jej bohaterów, tylko pozornie miało sens. O ile jeszcze lęk dzieciaków przed klaunem wzruszał, trauma dorosłych już bohaterów tylko irytuje. Męcząco długi rozdział.
Alita: Battle Angel - Robert Rodriguez. Aktorsko-animowana produkcja ma w sobie taką fabularną lekkość, której zabrakło Playerowi One (jednak to nie tak różne od siebie historie).
Źle się dzieje w El Royale - Drew Goddard. Grupa przypadkowych osób spotyka się w hotelu na granicy dwóch stanów. Klimatyczne kino przypomina nieco Tożsamość, Jamesa Mangolda z 2003 r.
Nazywam się Cukinia - Claude Barras. Daleka od naiwności, interesująca animacja - tak pod względem technicznym jak i fabularnym - szwajcarski kandydat do Oscara w 2017 r. Mądrze pokazująca dzieci w nietypowym dla nich środowisku - domu dziecka. Happy end jest dla nich, cała reszta dla nas.
Dwóch papieży - Fernando Meirelles. Ciepły film o spotkaniu papieża Benedykta XVI z kardynałem Borgoglio czyli jego następcą, przyszłym papieżem Franciszkiem. W nieco teatralnej konwencji (całość praktycznie opiera się na rozmowie między nimi) poruszamy kwestię jakości i przyszłości Kościoła, jego grzechów i zaniechań i przede wszystkim odpowiedzialności za niego. Koniecznie powinni go poznać przyszli duszpasterze. W rolach tytułowych Anthony Hopkins i Jonathan Pryce
Historia małżeńska - Noah Baumbach. Scarlett Johanson oraz Adam Driver jako robiące karierę artystyczne małżeństwo w chwili rozpadu, poprzez syna rozdarte miedzy Nowym Jorkiem a Los Angeles, zawierzające swój los prawnikom nie znającym słowa kompromis i nie stosujących mediacji. Baumbach to filmowe dziecko Woody Allena co widać, słychać i czuć.
Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie - J.J. Abrams. Chciałoby się powiedzieć uff, w końcu, nareszcie. W symptomatycznym dla chaosu naszych czasów stylu, kończy się saga rozpoczęta cztery dekady temu. Kawał czasu. Co prawda pozostają jeszcze różne Łotry,  Solo odpryski i Mandoliniarze ale przez krótką chwilę po seansie miałem nadzieję, że ostatecznie opuściliśmy już tak dobrze poznaną galaktykę z jej nieśmiertelnym leitmotivem "A long time ago, in a galaxy far, far away". Co jest martwe niech pozostanie martwe. Ale przecież wiemy, że kasa się musi zgadzać i Moc przez następne dekady pozostanie z nami a choćby i przeciw nam.
Wiedźmin - a sprawa polska, chciałoby sie dodać. Od dawna nic tak nie poruszyło internetu jak netflixowa ekranizacja prozy Andrzeja Sapkowskiego. No to obejrzałem. Nie czuję się zdruzgotany, obejrzałem wszystko z dubbingiem ciesząc się z polskiego głosu Geralta. Słowa "Grosza daj Wiedźminowi, sakiewką potrząśnij" Netflix powinien przyjąć jako kierowaną do niego uwagę gdyż bez budżetu ten serial zacznie przypominać nasz oryginał z 2001 r. Ogólnie podobało mi się tak jak Sezon burz, z powieści której szczerze się cieszyłem*. Mam nadzieję, że sukces Wiedźmina uszczęśliwi na tyle Andrzeja Sapkowskiego, że przestanie pozować na Salingera i odkurzy co nieco.

* Sezon burz -  Andrzej Sapkowski. Wcale nie uważam, że Metallica skończyła się na Kill’Em All. Zauważając w sieci wielkie poruszenie faktem oczekiwanej przez wielu, aczkolwiek niespodziewanej, rezurekcji Geralta z Rivii, skuszony rozbieżnymi ocenami jego najnowszych przygód i kondycji twórczej barda AS-em zwanego i ja sięgnąłem po tom tej historii. Aczkolwiek fantasy obecnie, także młokosem będąc, nie chłonę, uważając ten rodzaj fantazjowania jedynie za krotochwilną rozrywkę, ucieszyłem się z powrotu introwertycznego bohatera. Boć on nasz. Jedyny, markowy, rozpoznawalny niczym Lem (pisarz nie satelita) w świecie, szczególnie wirtualnym, gdzie na szczęście przysłonił nieszczęsną fabularyzację,  choć nie wyzwolił z bielactwa aktora go odgrywającego. To nasz X-men  i każdy inny man chcący być super. Popkulturowo kosmopolityczny ale i swojski -  ludową chytrością, wieszczą prekognicją i społecznym nihilizmem.  To zmutowany w jedno Janosik i Mały Rycerz,  to Bourne po Hogwarcie i średniowieczny Bond. Tak naprawdę to on zabił Wilka i uratował Czerwonego Kapturka i jej Babcię. Przestając już opowiadać głupstwa, w konkluzji do świetnej lektury muszę ze smutkiem stwierdzić - będę tęsknił. Chociaż co do tego nie panuje powszechny konsensus –  powrót Wiedźmina uważam za spektakularny i podziwu godny*. I mam śmiałość być przekonanym, że spisujący wiedźmińskie aventury miał taką samą zabawę jak ja, czytając. Pomimo grubych ściegiem szwów (czasami się brzydko rozłażących) oraz błyskom i grzmotom burz rozdzielających tę mozaikę przygód. Czas oczekiwać więcej wierząc, że AS w szufladach ukrywa niejedno. Va’esse deireadh aep eigean, va’esse eigh faidh’ar,  po ludzku - show must go on.
*Jak na fantasy zadziwiająco wiele w Sezonie burz znajdujemy science. Magii tu bliżej fizyce i chemii praktycznej a w idei transhumanizmu zbliżył się autor wręcz do zarysu  biotechnologii nad którym zadumać mógłby się Jacek Dukaj. I to ekstraordynaryjne językowe pomieszanie nowoczesności z tym co nowoczesnym już nie jest.

sobota, 14 grudnia 2019

Czarno-białe i w kolorze

Plakat filmowy. Materiał reklamowy
High Life - Claire Denis. Egzystencjalne sf, owoc współpracy wielu podmiotów (duży wkład tych z Polski) jako przykład kina spoza głównego nurtu z wyrazistą i konsekwentną fabułą, której leniwe tempo i narracyjne skoki, determinują niesprawiedliwie niskie notowania w filmowych oceniarkach. Rozleniwieni wakacyjnymi blockbusterami, kolorowym kinem komiksowych herosów i  kolejnymi inkarnacjami Gwiezdnych wojen, w takich filmach jak Interstellar czy Ad Astra szukamy niezbędnej równowagi dla tradycji kina fantastyczno-naukowego widząc w nich nowe Solaris czy Odyseję kosmiczną. Claire Denis nie zostanie nowym Kubrickiem czy Tarkowskim ale opowiadana przez nią historia jest co najmniej intrygująca, niebanalna i po złożeniu rozsypanych elementów wracająca do elementarnych dla sf pytań. Pytań o kondycję człowieka, jego przyszłość i ewolucję jego świata, etykę i moralność korporacyjną i jednostki. W humanistycznym rozumieniu ludzkiej niedoskonałości dostrzega wręcz religijny aspekt poświęcenia i odkupienia. Nie unika przy tym szczerych, brutalnych scen atakujących nasze zmysły, epatowania seksualną drapieżnością żyjących w zamknięciu ludzi, przymusowej wręcz prokreacji, która ma być naszym zbawieniem. Ilustrując niewyczerpaną ilość wariantów dylematu wagonika. Oto grupka młodych osób, które na Ziemi popełnili kryminalnej natury występki, bardziej nieprzystosowani socjalnie niż z natury źli, w zamian za uwolnienie się od kary podejmują się zadania tylko trochę od tej kary innego. Misja jest z rodzaju tych straceńczych, dostają bilet tylko w jedną stronę. Mają udać się w niezbadaną część wszechświata by uprawdopodobnić możliwości korzystania z energii czarnej dziury. Stabilność grupy podtrzymywana farmakologicznie wyczerpuje się, system automatycznego podtrzymywania życia domaga się ofiar, Ziemia staje się coraz odleglejsza nie tylko w przestrzeni ale przede wszystkim w czasie, ludzkość skurczyła się być może do ich delegacji a przed nią horyzont zdarzeń, osobliwość, może koniec a może czegoś początek. To podróż do kresu ale i do źródła. Imponująca jest mimo wszystkich wad tego filmu, gatunkowa biegłość z jaką ponad siedemdziesięcioletnia reżyserka, nie mająca wcześniej do czynienia z fabułami sf, zbudowała swój film. Do tego w sposób analogowy, bez wszechmogącego dzisiaj CGI, z polorem vintage, w rekwizytach wprost staromodny. Zaskakująco również uciekający od nachalnego feminizmu, który wydawał się w pewnym momencie jedyną konkluzją. Na dobrym aktorskim poziomie, żeby wskazać emanującą kobiecością Juliett Binoche oraz kończącego swój pobyt w aktorskim czyśćcu Roberta Pattinsona. Jestem przekonany, że to film na poziomie co najmniej Sunshine, Danny'ego Boyla z 2007 r. dlatego nie rozumiem jego niskich ocen. Może czas to zmieni.
Plakat filmowy. Zdjęcie własne

Lighthouse - Robert Eggers. Już Sienkiewicz zauważył, że praca latarnika jest pracą odpowiedzialną, wręcz służbą,  ale w gruncie rzeczy żmudną i usypiająco powtarzalną. Pełniona samotnie rodzi wręcz śmiertelne konsekwencje. Być może dlatego u Eggersa wykonują ją dwie osoby. Doświadczonemu latarnikowi Tomowi Wake (Willem Dafoe) towarzyszy młody pomocnik Ephraim Winslow (Robert Pattinson). Latarnia znajduje się gdzieś z dala od brzegu, na niegościnnej skalistej wysepce. Ich wachta ma trwać cztery tygodnie a czas spędzony razem stać się ma próba ich charakterów. Winslow, jak to pomocnik, odpowiada za najcięższe fizycznie prace gdy Wake jedynie pełni nocne dyżury przy świetle latarni i prowadzi swój dziennik. Relacje między nimi to układ master&servant. Młody chociaż podporządkował się staremu zazdrości mu jego zadania i żyje w przekonaniu o tajemniczych relacjach łączących go z latarnią. Nawiedzają go męczące sny, które pomaga przetrwać śniona syrena. Kulminacją i zwieńczeniem ich pracy staje się wypity, w końcu razem, alkohol. Od tej pory dzieją się rzeczy dramatyczne, odrealnione, przypominające w swoim przebiegu starcie dwóch przeciwstawnych idei, postaw, starcie którego finał może wykraczać poza skalista wysepkę. Z treścią ściśle związana jest forma. Film Eggersa, czarno-biały obraz w formacie 4:3, sceny rozgrywane w półcieniach, niepokojące, harmonizujące z obrazem dźwięki, przypomina stare ekspresjonistyczne kino, przywołując chociażby Nosferatu - symfonię grozy, F.W. Murnau. Podobną symfonię, funduje nam, widzom reżyser nie szczędząc rozwiązań znanych z horroru czy kina suspensu. Chociaż w podstawowej warstwie film jest śmieszno-straszna opowieścią o mistrzu i czeladniku, doprowadzonej do obłędu rywalizacji w ich męskim świecie, to jego znaczeń możemy dekodować więcej. To jednocześnie opowieść o ojcu i synu, źródłem której są zarówno mitologia z mitem prometejskim jak i religie judeo-chrześcijańskie z Bogiem-Ojcem i jego Synem człowieczym. To może być również inny wariant opowieści o Skawińskim, naszym latarniku a więc opowieść o stoczonej z własną samotnością walce. Odegrane to zostało znakomicie.

środa, 13 listopada 2019

Refleksy #32

Stan & Ollie - Jon S. Baird. Steve Coogan jako Stan Laurie i John C. Reilly jako Oliver Hardy czyli filmowi Flip i Flap, geniusze slapsticku. Wzruszająca opowieść o ich ostatnich scenicznych latach, udowadniająca, że byli nie tylko duetem wybornych komików ale i skazanymi na siebie przyjaciółmi.
Szczęśliwy Lazzaro - Alice Rohrwacher. Przypowieść o wolności a nawet o potrzebie zniewolenia. Pochwała prostoty złożona na ołtarzu świętej naiwności. Współcześnie rozgrywająca się baśń, co nie jest takie oczywiste od początku. Świetne, uspakajające kino, które będzie do nas wracać przez długi czas.
Arktyka - Joe Penna. Mads Mikkelsen po katastrofie samolotu samotnie walczy o przeżycie na arktycznym pustkowiu. Samolot, który się rozbił to ponoć maszyna gliwickiego aeroklubu, taka ciekawostka.
Ulepszenie (Upgrade) - Leigh Whannell. Swat niedalekiej przyszłości. By dociec prawdy o śmierci swojej żony mężczyzna poddaje się specjalnemu implantowi, który silnie wspomaga jego ciało. Zaskakująco przyjemnie się ogląda chociaż pary w tym tylko tyle, że mógłby być odcinkiem Czarnego lustra, na przykład.
Escape room - Will Wernick.  Tragiczne wydarzenie w Słupsku (śmierć pięciu nastolatek w wyniku pożaru pokoju zagadek) było powodem wstrzymania kinowej premiery tego filmu. I tylko w kontekście tego dramatu zapamiętamy film. Ten kolaż Cube, Piły i Trzynastu duchów jest zbyt wydumany by autentycznie zainteresować
El Camino - Vince Gilligan. Jesse Pinkman wraca by uciec a my dochodzimy do wniosku, że niepotrzebnie i za późno.
Eli - Ciaran Foy. Dziecko cierpi a my z nim. Kolejna próba horroru od netflixa, również niezbyt udana z finałem jakby z innego filmu.
Meg - Jon Turtelaub. Myślałem, że będzie mi wstyd, że oglądam ten film ale nie. Bawiłem się dosyć dobrze i nic mi nie zgrzytało w tej opowieści o absurdalnym prehistorycznym rekinie.
Pełzająca śmierć - Alexandre Aja. Tu było jeszcze lepiej. Jedynie polski tytuł jest idiotyczny (nie wiem czy krokodyle, posiadające przecież jakieś odnóża, to pełzający gady). Nie dziwi, że Q. Tarantino uznał to za najlepszy film mijającego roku. Trzymający w napięciu, zagrany w punkt monster movie zrobił mi wieczór.
Sicario 2: Soldado - Stefano Solima. Udana kontynuacja przeboju Denisa Villeneuve. Dużo testosteronu po obydwu stronach barykady wojny narkotykowej.
Gotti - Kevin Connolly. Chociaż opowiada angażującą historię bossa mafii Johna Gotti'ego to wydaje się być czytelny głównie dla amerykańskiego widza śledzącego w mediach upadek mafijnej rodziny Gambino. Niemniej Travolta w tytułowej roli nadspodziewanie dobry.
Wdowy - Steve McQueen. Najciekawsze w tym sensacyjnym w sumie obrazie jest polityczne tło i to takiej polityki robionej na podstawowym poziomie (dzielnica, gmina). Tytułowe bohaterki po śmierci swoich partnerów, którzy giną w zasadzce, muszą oddać skradzione pieniądze (spłonęły wraz z ich mężczyznami). Zasadniczo zbyt wolno się rozkręca jak na niespodzianki, które nas czekają.
W kinie czasem dobrze, czasem źle. Terminator. Mroczne przeznaczenie - Tim Miller. Film ten, mający być powrotem do źródeł, jest jakimś wielkim nieporozumieniem. Zapowiadany jako kontynuacja Judgment Day nie dość, ze nie wnosi niczego nowego do tej historii to jeszcze okazuje się słabszy technicznie od swojego poprzednika z 1991 r. Słabszy generalnie od każdego z poprzednich Terminatorów. Zadziwiające jak na szum, który go zapowiadał.
Boże Ciało - Jan Komasa. Będąc naszym kandydatem do Oscara staje się racjonalnym wyborem. Co prawda w trailerze wygląda na mocno zabawowy w rzeczywistości jest dramatem opowiadającym o poszukiwaniu autorytetu, o potrzebie sklejenia czegoś pękniętego. Świetnie zagrane, głównie przez młodych aktorów.
W serialach udane powroty. Kamińsky Metod (obyście okazali się nieśmiertelni, starsi panowie dwaj), Castle Rock (jeszcze ciekawszy od sezonu pierwszego, chociaż somalijskie centrum handlowe, ten tego...) i Jacka Ryana (pomijając odcinek finałowy). Intrygujący Watchmani mają niepodważalny potencjał przykucia naszej uwagi a Potworowi z bagien należy dać szansę chociaż nie dostał drugiego sezonu. Całkowicie nieprzekonująca okazała się Katarzyna Wielka co zaskoczyło każdego czekającego na ten serial. Na naszym podwórku Żmijowisko, ekranizacja fajnego kryminału Wojciecha Chmielarza. Na razie bardzo dokładna.

sobota, 5 października 2019

Kac Gotham

Plakat filmowy. Zdjęcie własne
Joker - Todd Phillips. Macie to, na co zasłużyliście, zdaje się wyrażać całym sobą tytułowy bohater tego filmu. Chociaż filmowe Gotham stylistycznie przypomina lata 70-te ubiegłego wieku, niepokoje niesie całkiem współczesne. Tym co staje się najmocniejszą i jednocześnie najsłabszą stroną filmu jest jego uwiązanie do komiksowego uniwersum (chociaż to na dzisiaj opus magnum filmowego DC). Przez takie założenie trafiamy do dobrze znanego nam świata, miasta, w którym narodzi się Batman. Ale również musimy przejść przez cały proces przemiany Arthura Flecka w arcyłotra (?) Jokera. Samo to w sobie, w swojej przewidywalności, jest lekko nużące i tylko dzięki kapitalnej grze Joaquina Phoenixa mogłem to śledzić z należna uwagą. Zainteresowanie za to przez cały czas podtrzymuje wspomniana wcześniej stylistyka począwszy od przypominającego produkcje z tamtych lat samego filmu. Mamy wrażenie jakby równolegle gdzieś działa się opowieść z Taksówkarza ( Robert De Niro z pewnością nie był przypadkowym wyborem do roli Murraya Franklina), i z którejś z żółtych taksówek wysiądzie klown z irokezem. To Gotham, popkulturowe megapolis, staje na krawędzi kryzysu. Jego symptomem są zalegające w mieście, nie odbierane śmieci. Obietnicą zmiany na lepsze zaś zbliżające się wybory i kandydat na burmistrza Thomas Wayne ( Brett Cullen). W mieście narasta napięcie, media podkręcają atmosferę i wyostrzają newsy i wystarczy tylko iskra, jeden odtrącony człowiek, taki anonimowy, w masce, choćby i szaleniec. Pamiętamy jak to się zakończyło, pamiętamy jak to się rozpoczęło. Todd Philips, znany dotychczas jako twórca serii Kac Vegas, przypomniał nam to znakomicie.

środa, 25 września 2019

Refleksy #31

Too Old To Die Young - Nicolas Winding Refn. Klara Cykorz zgrabnie opisała film-serial Refna - jako połączenie Twin Peaks odartego z dziwności i Fargo bez życzliwości. Całą tę historię dałoby się zgrabnie zmieścić w dwugodzinnej fabule ale takich filmów było już wiele. Powolny taniec, do którego zaprasza nas Refn powoduje chwilami naszą senność by w jednym momencie, niespodziewanie wybudzić nas nagłym wybuchem emocji. Karmi nas kadrami wyglądającymi niczym obrazy mistrzów pop artu. Malarskość ta jest nadal pełna neonowych barw charakterystycznych dla twórczości Refna ale dzięki przyjętej formule (odcinki po 70-80 minut) więcej w niej przestrzeni dla widza. Świetna rola Millesa Tellera (policjant Martin Jones) oraz Augusto Aquilra (szef kartelu Jesus Rojas) i genialna muzyka Cliffa Martineza. Na marginesie mówiąc chciałbym od Refna jego wizję Blade Runnera. I niechby trwała i 24 godziny.

Nasi chłopcy - izraelski serial opowiadający, jak głosi, na kanwie prawdziwych wydarzeń, historię zabójstwa palestyńskiego nastolatka przez powiązanych ze sobą rodzinnie religijnych Żydów. Zabójstwa będącego odwetem za wcześniejsze porwanie i zabicie trójki żydowskich nastolatków. Prowadzone w tej sprawie śledztwo (głównie przez wywiad izraelski Szin Bet) stara się rozwiązać sprawę i narastający wokół niej problem społeczny w sposób nie eskalujący dalszej przemocy. Wydaje się świetnie obrazować konflikt izraelsko-palestyński i niuansować całą jego złożoność.

Ad Astra - James Gray. Film bardzo nierówny i z minuty na minutę coraz bardziej mnie irytujący. Olśniewający wizualnie, dramatycznie jest na poziomie prozy Coehlo a niektórymi scenami wręcz głupi. Astronauta (Brad Pitt) doskonały w swoim rzemiośle - postać przypominająca niedawną rolę Ryana Gosslinga w First Man - ma jednak problemy  ze swoim życiem prywatnym. Cieniem na nim kładzie się historia jego ojca, również astronauty, który 30 lat wcześniej opuścił syna i udał się z misja na odległego Neptuna (wg. dzisiejszej wiedzy ostatnia planeta naszego układu słonecznego). Ślad po nim zaginął ale z okolic Neptuna emitowana jest mikrofalowa anomalia zwana Udarem, która może zniszczyć życie na Ziemi. Ze wstępu tego poskładamy sobie szybko sekwencję dalszych wydarzeń i fabularnych oczywistości. Wyjdzie nam, że by uratować Ziemię główny bohater będzie musiał uratować siebie, będzie musiał odnaleźć ojca, będzie musiał odbyć daleką podróż na kraniec znanego wszechświata. Gdyby poprzestać na tych wątkach wyszłoby kino będące połączeniem Conradowskiej wędrówki do jądra ciemności z kinem Terrenca Malicka (szczególnie jego Drzewem życia). Niestety reżyser uznał, że to będzie niewystarczające i dołożył jeszcze kilka klisz i podpowiedzi. Tym samym filozofujące kino zamienia się zbyt często w kino akcji klasy B, żenując swoim infantylizmem. Przecież walka z piratami na księżycowych quadach, spotkanie z małpami na norweskiej stacji naukowej, przedostanie się do startującej rakiety czy kosmiczny surfing są jedynie po to by pokazać bohatera niezłomnego i przyspieszyć trochę tę kosmiczną odyseję. A konkurencji specjalnie Brad Pitt nie ma w tym filmie, role pozostałych aktorów (Tommy Lee Jones, Donald Sutherland, Liv Tyler) są marginalne i bezkonkurencyjne dla błyszczącego w roli głównej. Sprawdza się zasada, że chcąc zadowolić wszystkich można nie zadowolić nikogo.

Instytut - Stephen King. Komplementując swego czasu Nocną rundę Lee Childa pisałem, że Jack Reacher jako bohater literacki jest wielce poważany przez samego Stephena Kinga. Początek najnowszej powieść Króla to wręcz hołd dla bohatera Childa. Doświadczony eks-policjant z dużego miasta, facet po przejściach, trafia dosyć przypadkowo do małego miasteczka gdzie zatrudnia sie w charakterze nocnego strażnika (sprawdza zabezpieczenie obiektów, informuje policję o nagłych zagrożeniach, tylko nocna zmiana a problemy jedynie w weekendy). Kiedy juz powoli adoptuje się do miejscowych warunków opuszczamy go i wbijamy się w prawdziwie Kingowską opowieść o dzieciakach uzdolnionych parapsychologicznie, porywanych przez profesjonalnych agentów do najpewniej rządowego obiektu, tytułowego Instytutu. Mając na uwadze prawość bohatera, którego poznaliśmy na początku i dramatyczną sytuację porwanych dzieci, więzionych niczym zwierzęta laboratoryjne, przeczuwamy, że te dwa światy będą musiały się spotkać. Dobra rzecz do przełamania czytelniczej impotencji, w skali mistrza gdzieś w okolicy Outsidera.

wtorek, 20 sierpnia 2019

Refleksy #30

Parasite - Joon-ho Bong. Tegoroczna Złota Palma w Cannes. Ten południowokoreański dramat przypomina początkowo ubiegłorocznego zwycięzcę. Tak jak w Złodziejaszkach - Japończyka Hirokazu Koreedy, poznajemy rodzinę, która ledwo wiąże koniec z końcem, żyje w suterenie i tylko brakowi fortunnego losu zawdzięcza swoja sytuację. To pełna, nie patchworkowa jak u Koreedy, rodzina -  mąż, żona i ich dwoje dorastających dzieci. Głowa rodziny, ostatnią dobrą pracę stracił w wyniku krachu gospodarczego, jego żona odnosiła wcześniej sukcesy sportowe (rzut młotem), syn to niedoszły student a córka jest uzdolniona artystycznie. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, z pomocą przyjaciela i małego oszustwa, chłopakowi udaje się dostać posadę korepetytora nastolatki z bogatej rodziny. Staje się to początkiem zaskakującego zwrotu w życiu rodziny. O ile szybko żegnamy się z podobieństwami do Złodziejaszków to film nagle zadziwiająco zaczyna przypominać całkiem inny obraz. Chodzi mi o tegoroczny, reklamowany jako horror, film To my, Jordana Peele'a. Nie chodzi tu tyle o podobieństwo fabularne ale bardziej o to, że podobnie rozkładają się w tych filmach akcenty krytyki mającej związek z ekonomicznym rozwarstwieniem szerokich warstw społecznych. Świat, który tyle obiecywał, ludzi, którzy wcześniej nie czuli się wykluczeni, wytrącił z ról pełnionych w życiu zawodowym, prywatnym. Wytrąceni z równowagi, która trzymała ich na powierzchni życia, często pozbawieni są ludzkiej godności. Znamiennie, tak u Bonga jak i u Peele'a, historia tej nierównowagi musi się skończyć w podobny sposób. To na swój sposób charakterystyczne, że podobna wrażliwość społeczna pojawia się w tak różnych punktach naszego globu. To się nazywa globalizacja problemu.
Bardzo dobrze w świecie seriali, gdyż...
Na cały głos - historia powstania stacji informacyjnej Fox News (taka TV Republika z budżetem Słowenii) i jej charyzmatycznego twórcy, nieżyjącego już Rogera Ailesa, przerażającego w swej skuteczności (fenomenalny w tej roli Russel Crowe). Świetny spektakl pokazujący jak działa propaganda i jak kreowana jest rzeczywistość polityczna.
Rok za rokiem - po niezbyt udanym ostatnim sezonie Czarnego lustra dostajemy od Brytyjczyków prawdziwy obyczajowy dreszczowiec. Near future, czyli przez piętnaście lat od dzisiaj. Oby nie była to samospełniająca się przepowiednia.
The Boys - perełka wśród filmów o superbohaterach. Skutecznie likwiduje zgagę po dobrze rokującym ale jednak zaprzepaszczonym Doom Patrol i wysoko stawia poprzeczkę nadchodzącym Watchmenom. Ojczyznosław...ogień z oczów w tych co Cię nie pokochają.
Dobry Omen - przesympatyczna ekranizacja powieści kolaboracji Gaiman/Pratchett. Jak mogło nie wyjść, czyli anioł i diabeł kontra Apokalipsa.
Mindhunter - badacze seryjnych zabójców z FBI powracają z drugim sezonem. Trzyma poziom i nas na krawędzi fotela.

piątek, 16 sierpnia 2019

Dobry sąsiad to skarb

Plakat filmowy. Zdjęcie własne
Pewnego razu w... Hollywood - Quentin Tarantino. Wierzę, że każdy film tworzony jest z miłości do kina. Filmy QT to jednak szczególny przypadek a ten ostatni jest pod tym względem jeszcze bardziej wyjątkowy. Hollywood, koniec lat sześćdziesiątych, lato miłości, hippisi, California dreaming, Cielo Drive, ulica na której wszystko się zacznie i na której wszystko się skończy. Tu mieszka Rick Dalton (Leonardo DiCaprio) gwiazda telewizyjnego westernu, serialu Prawo forsy, który próbuje obecnie kariery na dużym ekranie. Towarzyszy mu Cliff Both (Brad Pitt), kaskader, bardziej kumpel niż jego dubler z planu. Po sąsiedzku zamieszkuje Roman Polański (Rafał Zawierucha), reżyser opromieniony sławą Dziecka Rosemary, wraz z młodziutką żoną, początkującą aktorką Sharon Tate (Margot Robbins). To sąsiedztwo staje się kluczowe dla fabularnego pomysłu, którym zaskoczy nas QT. Po drodze opowiada nam od  niechcenia historię aktora, który miał już swoje piętnaście minut sławy, przemykamy po planach filmów w których grał i takiego, w którym mógł zagrać, zrozumiemy dlaczego spaghetti western uratował ten szlachetny i czysto amerykański gatunek filmowy, i dlaczego zło należy wypalać ogniem. W końcu zrozumiemy dlaczego zbrodnia w posiadłości Polańskiego miała takie kulturowe znaczenie i co tak naprawdę banda Charlesa Mansona zniszczyła. QT wyłoży nam to po profesorsku. W międzyczasie obejrzymy szereg hollywoodzkich anegdot w tym takie perełki jak Steve McQueen w wykonaniu Damiana Lewisa czy pojedynek Bruca Lee sprowokowanego w przerwie planu filmowego. W filmie występuje zresztą cała plejada znakomitych aktorów by wymienić jeszcze chociażby Ala Pacino, Kurta Russela, Bruca Derna. Każdy z nich ma swoje pięć minut ekranowego czasu. Oprócz żywych postaci otrzymujemy świetną ścieżkę muzyczną z epoki i genialne zdjęcia z wyróżniającym się wykorzystaniem autentycznych materiałów filmowych bądź ich doskonałym imitowaniem.
QT opisuje świat, którego już nie ma, którego być może nigdy nie było ale którym się staje. Dostajemy obraz świata, którego dla nas nie odtwarza ale odzyskuje. Porównując seans do sztuki kulinarnej mogę powiedzieć, że Tarantino udała się rzecz niesłychana. Dla fast foodu zdobył gwiazdkę Michelin. Kolejny raz.

poniedziałek, 8 lipca 2019

Wehikuł magiczny


Zdjęcie własne
Właśnie ukazał się ostatni, czwarty tom Historii Kina - Kino końca wieku. 10 lat po wydaniu tomu pierwszego. To podręcznik w sumie akademicki , pod redakcją naukową Tadeusza Lubelskiego, Iwony Sowińskiej i Rafała Syska, jest jednocześnie dziełem kompletnym,  pisaną przyjaznym językiem, wyczerpującą monografią X muzy. Oczywiście można być miłośnikiem kina bez znajomości tych opasłych i bogato ilustrowanych tomów ale uznałem, że dobrze jednak mieć je pod ręką, bo i wszystkiego nie obejrzę, wszystkich kontekstów nie ogarnę. Ta historia kina obok pięciotomowego Kina wehikułu magicznego Adama Garbicza (pierwsze dwa tomy wraz z Jackiem Klinowskim) to mój zestaw obowiązkowy pomagający mi w zrozumieniu filmu. Rozumieniu bez takiej protezy zazwyczaj jedynie intuicyjnym, amatorsko nieporadnym, z braku tej wiedzy niewystarczającym i powierzchownym. Właśnie dlatego.
Zdjęcie własne

niedziela, 7 lipca 2019

Palinocka, no to co, że w Szwecji

Plakat filmowy. Zdjęcie własne
Midsommar - Ari Aster. Drugi jego film wywarł na mnie większe wrażenie niż ubiegłoroczny Hereditary. W przeciwieństwie do debiutu wydaje się spójniejszy, bardziej przemyślany i jednak dojrzalszy. Co prawda opowiada również o żałobie, osobistej stracie i próbie oswojenia się z tak dramatyczną sytuacją ale robi to zdecydowanie lepiej. Fabularnie to opowieść, którą, przynajmniej częściowo, w ostatnim czasie mogliśmy oglądać chociażby w netflixowych - Apostole czy Rytuale. Grupa przyjaciół jedzie do Szwecji by wziąć udział w święcie letniego przesilenia. Dla części z nich jest to wyjazd naukowy - nad świętem tym prowadzą doktoranckie badania, dla innych stanie się okazją oderwania od dotychczasowych problemów. Postacią centralną jest Dani (Florence Pough znana z serialowej Małej doboszki), która wymusiła trochę swoją obecność na tym wyjeździe, próbując z jednej strony naprawić relację ze swoim chłopakiem Christianem (Jack Reynor) a z drugiej uleczyć swój ból. Przyczyny tych relacji i doznanej traumy poznajemy w pierwszej części filmu, długiej ekspozycji wprowadzającej nas w obyczajowe tło tej opowieści i pokazującej jej bohaterów. Środek to przyjazd do szwedzkiej społeczności gdzie ma odbyć się tytułowe święto. Trafiamy do małej wioski, osady, której sielska atmosfera przypomni nam o spokojnym życiu zgodnie z rytmem natury. Natury, którą bohaterowie poznają bezpośrednio korzystając z halucynogennych roślin i grzybów. Ta nieco hippisowska komuna wydaje się być oazą i obietnicą, którą potrzebują, wyrośli w wielkomiejskim zgiełku, młodzi ludzie. Stojąc nieco na uboczu wkraczają niepostrzeżenie w ceremoniały związane z letnim przesileniem. Stają się one dla nich, dla przybyszów z zewnątrz, z jednej strony wstrząsem uruchamiającym chęć ucieczki, z drugiej wyzwaniem, z którym niektórzy będą się chcieli zmierzyć. To najbardziej pogańska cześć widowiska, która poprzez swoja intensywność wystawia nas wręcz na fizyczne cierpienie. Ari Aster prowadzi nas przez ten koszmar w pełnym słońcu, obrzędy odbywają się przecież w czasie letniego przesilenia kiedy noc jest raczej zjawiskiem umownym. Reżyserski zamysł doskonale budują zdjęcia Pawła Pogorzelskiego i niepokojąca muzyka zbudowana z ambientowych i folkowych nut. Nie wiem czy już obserwujemy renesans filmowego horroru ale pojawiają się coraz wyraźniej jego twórcy i mam nadzieję na jeszcze niejedno zaskoczenie w tym gatunku.

czwartek, 27 czerwca 2019

Refleksy #29


Rocketman - Dexter Fletcher. Filmowa biografia Eltona Johna skrojona przez producenta Bohemian Rhapsody bardziej jednak przypomina inny jego film – Eddiego zwanego orłem. Miła dla oka i ucha konfekcja.
Dragged Across Concrete - S. Craig Zahler. Mel Gibson i Vince Vaughn jako detektywi zawieszeni za zbyt brutalne zatrzymanie. Z nadmiaru wolnego czasu wpadają na trop grupy przestępczej planującej skok na bank. Rozgoryczeni dotychczasową karierą próbują ugrać coś na boku… Kino policyjne pełna gębą chociaż trochę przegadane i pompatyczne
Venom - Ruben Fleischer. Chciałbym napisać, że dla Toma Hardy’ego ale skłamałbym. Nie namawiam do alkoholu ale piwo wskazane.
I Am Mother Grant Sputore. Robot wychowuje ludzkie dziecko w świecie po bliżej nieznanej apokalipsie – Ziemia jest zniszczona, ludzi nie ma, a wychowywana w podziemiach przez maszynę dziewczynka wydaje się bardziej stworzona niż zrodzona. Niezły klimat i niezbyt czytelne zakończenie.
Żona - Björn Runge. W roli tytułowej nie doceniona Oscarem Glenn Close. Jej mąż dostaje właśnie nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Rodzinny wyjazd do Sztokholmu ujawnia koszt tego splendoru. Bardzo wyważona rola Close przekonuje do tej historii.
Jak pies z kotemJanusz Kondratiuk. Biograficzny film o pożegnaniu z bratem Andrzejem. Także o trudnych rodzinnych relacjach i nieoczywistych sposobach radzenia sobie z chorobą bliskiej osoby. Wydaje się być obrazem szczerym i naprawdę przejmującym a przy tym, jak to w życiu, często zabawnym. Panowie Więckiewicz i Łukaszewicz zagrali wybornie ale to Aleksandra Konieczna zawłaszcza ekran.
Wieczór gier - John Francis Daley, Jonathan Goldstein. Młode małżeństwo – Jason Bateman i Rachel McAdams – uwielbia spędzać wieczory w towarzystwie przyjaciół na wspólnym rozwiązywaniu zagadek. Rzadko widywany brat/szwagier proponuje grę według własnych zasad. I się zacznie. Parę uśmiechów, kilka zaskoczeń, na lekki wieczór.
Zabójczy rejsSandler i Aniston to nazwiska, które zapewniły tej produkcji netflixa rewelacyjne otwarcie. Gorzej z sama fabułą, która stanowi jakby karykaturę powieści Agathy Christie ze Śmiercią na Nilu na czele.
Dark – drugi sezon nie robi już takiego wrażenia jak pierwszy a wręcz swoim melodramatycznym splątaniem każe podejrzewać, że twórcy nie mieli nań pomysłu. Nadzieja w tym, że najlepsze zostawili na Finał (tytuł zapowiedzianego sezonu 3).
Coś i poczytałem w międzyczasie. 
John Scalzi - Upadające Imperium. Space opera rozgrywająca się w nieco feudalnym wszechświecie to  początek cyklu więc nie wiem czy będę kontynuował o ile wydadzą. Ale zgrabnie wchodzi gdyż Scalzi potrafi pisać
David Seed - Science Fiction. Krótkie wprowadzenie. Akademicki ale lekki spacer po gatunku. Dla przypomnienia.
Bob Woodward - Strach. Trump w Białym Domu. Aż chciałoby się by o współczesnej polskiej polityce ktoś pisał tak wnikliwie, zajmująco i od środka.
Kristen Roupenian - Kociarz. Opowiadania tu zamieszczone chociaż w swojej pierwotnej warstwie obyczajowe, są wielce niepokojące i przypominają baśnie czasami dosyć okrutne.
Lauren Groff - Floryda. Również opowiadania, nie wiem czy nie o większym potencjale niż te napisane przez Roupenian. Podobny mroczny klimat i ciążący nad bohaterami fatalizm podany został jednak w bardziej przekonujący literacko sposób.
O tych opowiadaniach należałoby napisać coś więcej bo zasługują na to ale panujący upał przegrzał mnie i jestem przekonany, że nic mądrego o nich nie napiszę.

sobota, 25 maja 2019

Refleksy #28


Czarnobyl – miniserial o słynnej awarii radzieckiej elektrowni atomowej. Awaria to oczywiście eufemizm gdyż była to katastrofa na skalę europejską, która do tego miała nieszczęście zdarzyć się w czasie i systemie dalekim od politycznej i społecznej przejrzystości. Wszystko to zostało dosyć wiernie pokazane na ekranie, starszym przypominając klimat tych lat a młodszym pozwalając patrzeć z niedowierzaniem na wręcz postapokaliptyczną fabułę. Dzisiejsza recepcja tej katastrofy przynosi zaskakujące puenty – zniknięcie człowieka pozwoliło przyrodzie nad Prypecią rozbujać nad wyraz zdrowo a i sama liczba ofiar po latach wydaje się zaskakująco niska jak na charakter zdarzenia. Film pozostaje także hołdem dla wszystkich zaangażowanych w działania ratunkowe, tych nieświadomych i świadomych zagrożenia.
Disaster Artist - James Franco. Ta historia niespełnionego artysty została na tyle umiejętnie opowiedziana i zagrana, że wygląda na ciekawszą niż pewnie jest w rzeczywistości. Dla nas pozostają interesujące ale w filmie nierozwinięte, polskie pochodzenie głównego bohatera i pieniądze, które pozwoliły mu śnić po amerykańsku.
Niezwykła podróż fakira, który utknął w szafie - Ken Scott. Zgrabna reklama szwedzkiego sklepu wnętrzarskiego, film zbyt przypominający Slumdoga by dłużej się nad nim rozwodzić.
Śmierć Ludwika XIVAlbert Serra. Przykuwający naszą uwagę obraz ostatnich chwil monarchy i jego dworu spiętego tą dosyć głupia sytaucją. Aktorski majstersztyk Jean Pierre Leauda w tej roli. Reżyserska powściągliwość i maestria zdjęć dokładają napięcie niewspółmierne do dosyć statycznej agonii Króla Słońce
Higwayman - John Lee Hancock. By dopaść słyną parę gangsterów Bonnie i Clyde’a sięgnięto po doświadczenie emerytowanych już rangersów. To film o nich. W tych rolach Kevin Costner i Woody Harrelson krok po kroku, przemierzając Amerykę czasów wielkiego kryzysu, tropią bandytów, którzy w społeczeństwie jako para kochanków mieli status gwiazd. Udana próba odszlachetnienia ich historii.
Status związku - ponoć serial, na który natrafiłem w formacie filmu pełnometrażowego. Być może oglądanie cięgiem tych dziesięciu 10 minutowych spotkań małżeństwa w kryzysie, skądinąd skrzących się humorem i inteligencją, spowodował u mnie poczucie przepełnienia.  
Słodki koniec dnia - Jacek Borcuch. W ocenie nie byłbym taki surowy jak Jakub Socha, który na łamach dwutygodnika podśmiewał się się z filmu wypominając również, że scenariusz współtworzył Szczepan Twardoch. Z pewnością nie jest to historia arcypolska – akcję filmu umieszczono przecież we włoskiej Toskanii, główną bohaterką jest mieszkająca tam od stanu wojennego polska poetka o żydowskim rodowodzie, do tego uznana Noblistka. Pomimo rodziny na stanie jawnie flirtuje z egipskim młodzieńcem ciesząc się tą już lekko zapomnianą siłą witalną. Ten dosyć sielski obrazek zakłóca obecny od początku wątek emigrantów, ten znany nam z dzisiejszych przekazów medialnych, którego kulminacją staje się atak terrorystyczny przeprowadzony w Rzymie. Poetka, świetna w tej roli i wbrew swemu emploi Krystyna Janda, po tym tragicznym wydarzeniu wygłasza publicznie swego rodzaju artystyczne credo, które wbrew jej woli staje się manifestem, którego konsekwencje staną się nieprzewidywalne. Film o wolności, takim osobistym prawie do niej i o obowiązku dbania o wolność, nieustającego obowiązku.     
Wędrująca Ziemia - Frant Gwo.  Chińska superprodukcja sf na podstawie opowiadania Cixin Liu (w: Kroki w Nieznane 2014), o którym wtedy pisałem: „Ratowanie ludzkości przeprowadzone z chińskim rozmachem. Aby ocalić ludzkość przed wybuchem Słońca, Liu uzbraja Ziemię w silniki i funduje jej podróż przez głęboki kosmos ( był kiedyś taki serial Kosmos 1999, europejska odpowiedź na Star Treka. Tam podróżował Księżyc a wraz z nim załoga stacji kosmicznej Alpha). Naiwne i komunistyczne w duchu”. Na ekranie wypadło chyba gorzej, bez scenariuszowych półcieni, zbyt animacyjne i dodatkowo po azjatycku jazgotliwe.
Seialowo także Obsesja Eve w drugim, równie gęstym sezonie oraz netflixowy, warty uwagi i intrygujący Już nie żyjesz, o wdowie pragnącej znaleźć winnego śmierci swojego męża.


piątek, 26 kwietnia 2019

Refleksy #27


Złodziejaszki - Hirokazu Koreeda. Najtrafniejsze tłumaczenie tytułu, najbliższe znaczeniu oryginalnemu, film miał w Niemczech - Familienbande. No bo i rodzina, jako podstawowa grupa społeczna, jak i banda, grupa często przypadkowych osób połączonych wspólnym celem. Koreeda w sposób wręcz mistrzowski pokazał nam patchworkową rodzinę żyjącą na obrzeżach zamożnego społeczeństwa, w sposób daleki od naszych wyobrażeń o współczesnej Japonii, kraju którego na początku naszej ustrojowej transformacji chcieliśmy być naśladowcą. Opowiedziane z niesamowitym wyczuciem, doskonale zagrane, bez jednej fałszywej nuty. Już wiem dlaczego Zimna wojna musiała w Cannes oddać palmę pierwszeństwa (Palme d'Or)
Przemytnik - Clint Eastwood. Szacunek dla tego aktora każe pamiętać, że kreował role oraz wyreżyserował filmy, które przejdą do historii filmu. Jakiś cel przyświecał prawie 90-letniemu Eastwoodowi, że stworzył ten dosyć naiwny ale ciepły i rodzinny film. Może tylko dlatego, że chciał i mógł.
Iniemamocni 2 - zagadką pozostanie dlaczego musieliśmy czekać 14 lat na dalsze przygody rodziny Iniemamocnych. Plus animacji taki, że czas się ich nie ima. Nawet w dzisiejszym zalewie superbohaterskich scenariuszy kontynuacja od Pixara wypada dosyć świeżo i trendy - mama pracuje, tata dom utrzymuje...
Trzecia granica - J.C. Chandor. Grupa kolegów, byłych żołnierzy różnych specjalnych formacji zbiera na fundusz emerytalny planując okraść a przy okazji wyeliminować bossa narkotykowego kartelu. Fatalizm, który wisi nad całą akcją to nie tylko zamierzony efekt wynikający ze scenariusza. Pomimo mocnej męskiej obsady film nie ma jaj ani pary.
Tajemnica szczęścia - Vlad Zamifrescu. Kameralny komediodramat o scenicznej wręcz proweniencji - dwóch przyjaciół podczas domowego spotkania zastanawia się nad urozmaiceniem swojego wygodnego aczkolwiek lekko już nudnego życia intymnego -  dąży do niespodziewanego finału.
Odnajdę Cię - Beata Dzianowicz. Film w sumie nieudany ale... Ambitna policjantka  (jednak świetna Ewa Kaim) ściga profesjonalnego zabójcę. Ten aby nie ułatwić tego zadania porywa jej córkę. To ale, zastrzeżenie, które czynię, to jednak sposób prowadzenia opowieści, który przykuwa do ekranu. Jest coś, w tej wielokrotnie już opowiadanej policyjnej historii, co każe zapamiętać reżyserkę. Może to szczerość i siła głównej bohaterki, które biorę za świeżość.
Konwój - Maciej Żak. Reżyser, w przeciwieństwie do Dzianowicz, stworzył film całkiem męski chociaż scenariusz szyty jest jeszcze bardziej grubymi i słabymi nićmi. Służba więzienna ma przewieźć więźnia. Oczywiście konwój ten nie okaże się prostym zadaniem.
Brud - czyli netflixowa, biograficzna opowieść o Mötley Crüe, amerykańskiej rockowej grupie ponoć bardziej sex, drugs and rock'and'roll niż Rolling Stones. Sympatyczne, nóżka sama tupie. Ale podejrzewam, że najlepszego i tak nie pokazali.
Avengers: Koniec gry - Anthony i Joe Russo. To nie koniec gry tylko koniec pewnej fazy, jak MCU nazywa swój projekt. Nie po to Thanos w Wojnie bez granic wymazał połowę wszechświata by Avengersi przejść mieli nad tym do porządku dziennego. Dostajemy blisko trzy godziny, które w sumie zadowolą wszystkich miłośników tego uniwersum czekających cierpliwie przez ostatni rok na odwrócenie losów wszechświata. Bo na co innego? Kwestią sporną pozostawało tylko to jaką cenę trzeba będzie za to zapłacić. I nie mówię o cenie biletu do kina.
Podobną refleksję budzi ostatni sezon Gry o tron i tu, obawiam się, może to być prawdziwy koniec gry dla wielu jej bohaterów. Z seriali jeszcze Black Summer o zombie, prawie w stylu mocumentu i Gentleman Jack z nieoczywistą kobiecą bohaterką ( Suranne Jones znana z Doktor Foster) i jej odważnym życiem w XIX-wiecznym świecie.

środa, 27 marca 2019

Refleksy #26


Dokumentalny  Free Solo - oscarowa historia młodego wspinacza, Alexa Honnolda podejmującego próbę zdobycia tysiącmetrowej ściany bez żadnego zabezpieczenia. Przekonująco i przepięknie sfilmowany niewytłumaczalny przymus i odwieczna ludzka skłonność do zmagania się z naturą.
Serialowo - After Life - Ricky Gervais w charakterystycznej dla siebie pozie cynika i prześmiewcy o ciepłym raczej sercu. Grany przez niego Tony nie może pogodzić się ze śmiercią żony, przez kilka odcinków żyjąc wbrew jej, udzielonym wcześniej w formie videobloga, radom. Zapowiada się drugi sezon. Mam nadzieję, że nikogo tym razem nie uśmiercą. Chyba, że to będzie życie po śmierci.
Love, Death+Robot - antologia krótkich, animowanych filmów fantastycznych wracająca pomysłem do produkcji Heavy Metal z 1981 r. Różnorodne historie oparte w większości na opowiadaniach znanych pisarzy (John Scalzi, Peter F. Hamilton, Alastair Reynolds, Michael Swanwick, Ken Liu) animowana przez różnych twórców (m.in. warszawskie Platige Image Studio) porywają swoja jakością i literacką bazą.
No i wrócili Amerykańscy Bogowie - mam nadzieję, że problemy z produkcją nie wpłynęły na jakość tego sezonu.
Wyspa psów - Wes Anderson. Animacyjne rękodzieło zdaje się nam podpowiadać co psie życie ma do naszego. Żeby nie było, rzecz się dzieje w dalekiej Japonii. Jednak trochę zbyt wysublimowane.
To my - Jordan Peele. Po niezłym Uciekaj! dostajemy kolejny horror tego Pana co tylko potwierdza, że wybrał kino gatunkowe nieprzypadkowo. Wielopoziomowy i konsekwentnie zrealizowany scenariusz, oprócz grozy i dreszczy dostarcza nam dużo więcej humoru i jeszcze więcej mrugnięć do widza niż kinowy debiut. Oprócz tych smakowitości mamy udanych aktorów w świetnych, dubeltowych rolach, rewelacyjne zdjęcia i towarzyszącą im również niezłą muzykę. Nie mogę się doczekać na jego zaproszenie do Strefy mroku. Nie mówiąc o już szykowanym powrocie Candymana czy Lovecraft Country, serialu obiecującego mroczną podróż po Ameryce.
Bumblebee - Travis Knight. Ma urok początku ale po co? Dla nieco młodszych, którzy w 2007 r. nie załapali się na film Michaela Baya.
Córka trenera - Łukasz Grzegorzek. Trudno w to uwierzyć ale to pierwsza główna rola Jacka Braciaka. Pomimo tego i tak ją kradnie jego filmowa córka Karolina Bruchnicka. Razem tworzą ekranową parę - ojca i córki, niespełnionego tenisisty przygotowującego do kariery na kortach swoją jedynaczkę. Wędrujemy z nimi po kortach prowincjonalnych tenisowych turniejów, wiedząc od początku jak to wszystko się skończy. Pomimo tego, obserwowanie tego procesu to czysta filmowa przyjemność.
Ciemno, prawie noc - Borys Lankosz. Książka Joanny Bator swego czasu nawet przekonała mnie* Nie mogę jednak tego samego powiedzieć o ekranizacji Lankosza. Wydaje mi się, że zawinił słaby scenariusz, pewna histeryczność opowiadania i paradoksalnie pierwszy garnitur krajowego aktorstwa. Jak najlepszą rolę zagrała Roma Gąsiorowska, to sobie wyobraźcie... A zagrała bardzo dobrze. To samo mogę jedynie powiedzieć o Jerzym Treli i Krystynie Tracz. Co tam robił Ogrodnik, Dorociński? Opowieść Bator wymagała chyba nieco innego, niż literacki, języka. Może formuła serialu dałaby tej historii więcej przestrzeni, może wtedy wszyscy ci nieźli aktorzy mieli by miejsce dla swojej gry. Kończy się druga dekada XXI wieku i w polskim kinie odczuwam pewien przesyt patologii, błota i płonących chałup.
Niczym wytłumaczalne lenistwo intelektualne opanowało mój umysł (sprawdzić czy pasuje do tego termin: marveloza) Czuję się coraz częściej jak bohater Kwiatów dla Algernona , Keyesa, obserwujący swój regres. Boję się, że jak się nie ogarnę, za niedługo, niczym Gordon, nie będę w stanie nawet tego zrozumieć. Czyli na chwilę przed Końcem gry, duża ilość trykociarzy, paradę, którą to otwiera jednak DC, więc poza jednostką chorobową fundowaną przez Marvela:
Aquaman - James Wan. Domowy seans nie bolał, cieszył oko i zapewnił odpowiednią dawkę rozrywki. Strach jechać nad Bałtyk...
Kapitan Marvel - Anna Boden, Ryan Fleck. Marvel jest kobietą i do tego kapitanem. I jest nią Brie Larson. Zostaniemy przez nią dzielnie wyprowadzeni z lat 90'tych spędzając w nich jednak prawie cały uroczy seans. Odmłodzony dzięki magii kina Samuel L. Jackson/Nick Fury opowie nam przy okazji jak stracił oko. I wystąpi prawdziwy Kotojad.
Spider-Man Universum - Film, który zaskoczył fanów pajączka i okazał się najlepszą ekranizacją jego przygód. Że animowaną tym większy aplauz gdyż najbardziej zbliżył się do formy oryginału, komiksu. Dynamiczna opowieść o Spider-Manach z różnych czasoprzestrzeni zawiązujących sojusz w walce z Kingpinem alias Wilsonem Fiskiem, nie tak sympatycznym jak ten z Daredevila. Jak mówi Stan Lee wręczając kostium kolejnemu kandydatowi na superbohatera - pasuje na każdego i zwrotów nie przyjmujemy.
Ant Man i Osa - Peyton Reed. Jeszcze efektowniej niż w jedynce ale dynamika ta jest trochę męcząca (dużemałedużemałe). Z filmów tego uniwersum największa chemia panuje chyba właśnie między mrówką a osą czyli Paulem Rudd'em a Evangeline Lilly co uprzyjemnia seans.

"Wałbrzych, miasto zaginionych dzieci i podziemnych sekretów. Alicja Tabor, główna bohaterka tej kryminalnej baśni, tropi te zaginięcia i sekrety z dziennikarskiego ale i osobistego obowiązku. Mieszkała kiedyś w tym mieście i porzuciła je bez żalu. Wracając do niego zmusza przeszłość do konfrontacji z teraźniejszością. Bator, która w książce przemyciła kilka opowieści, tą najmroczniejszą  przypomina to czym tak się zachwycaliśmy w późniejszym True Detective. Bardzo dzisiaj aktualne gdy Wałbrzych odkryć ma kolejne tajemnice a obcych szczują psami. Złoty pociąg na szczęście."


wtorek, 26 lutego 2019

Refleksy #25

Cudowny chłopak - Stephen Chbosky. Chłopiec o zniekształconej twarzy walczy o akceptację otoczenia. Optymistyczny i afirmatywny obraz pomimo pewnych uproszczeń powinien być obejrzany przez młodszych i starszych. Pierwsi powinni koniecznie obejrzeć a drudzy powtórzyć Maskę, Petera Bogdanovicha, również by zobaczyć jak nie-zmienił się świat.
Green Book - Peter Farrely. Film podobnie ciepły i prawdziwy jak powyższy tytuł, z  bonusem w postaci Oscara jako najlepszy w 2018 roku. Viggo Mortensen wozi Mahershala Alego. Niby obydwaj jadą na tym samym wózku ale porównanie to nie brzmi poważnie. Chata wuja Toma wciąż żywa.
Faworyta - Jorgos Lantimos. Z obejrzanych, chyba najlepszy film z nominowanych do Oscara. Zasłużona nagroda dla Olivii Colman grającą Królową Annę ( tylko Glenn Close żal). Nie gorsze towarzyszące jej tytułowe, Rachel Weisz i Emma Stone. Niby już to widzieliśmy a jednak robi wrażenie. Doskonałe zdjęcia i muzyka. Z niecierpliwością czekam na kolejny film Lantimosa.
Dom, który zbudował Jack - Lars von Trier. Opowieść o seryjnym zabójcy, którego ofiary są lekko zidiociałe a jego zbrodnie mają przypominać dzieło sztuki a w konsekwencji budować schronienie dla jego chorej duszy. I dziwić się, że ludzie wychodzili z kina. Oczywiście ze wszystkich pokazanych zbrodni skrzywimy się naprawdę i odwrócimy głowę od ekranu jedynie w momencie krzywdzenia kaczuszki. O  ile Trier chciał wykpić naszą fałszywą wrażliwość to trochę przestrzelił. Ale zobaczyć Matta Dillona i usłyszeć Bruna Ganza, koniecznie.
Kochając Pabla, nienawidząc Escobara - Fernando León de Aranoa. Bez chemii, bez uroku, bez napięcia. Pani kocha pana. Pan to nieświętej pamięci Escobar a pani to grająca na dwa fronty dziennikarka. Próba zdyskontowania sukcesu Narcos i sprzedania własnej historii.
Operacja Overlord - Julius Avery. Chciałoby się dodać, operacja nieudana. Reżyser nie za bardzo wiedział co opowiedzieć - film wojenny, który uczciwie korzysta z dekoracji czy horror o niemieickich eksperymentach, jakby te rzeczywiste były jakoś mniej przerażające. Przypomniał mi się stary film Michela Manna - Twierdza z 1983 r.
Ballada o Busterze Scrugsie - Ethan Coen i Joel Coen. Nowelowe opowieści z Dzikiego Zachodu. Całkiem zgrabnie łączące westernową mitologię z czarnym humorem a nawet z dreszczykiem. Chyba najlepszy film braci od lat.
Wieża. Jasny dzień - Jagoda Szelc. Debiut wart Złotych Lwów. Kino klimatyczne, niepokojące, zaskakujące. Historia jednocześnie łatwa i trudna do opowiedzenia. Upraszczając, to rasowe kino gatunkowe z unoszącym się nad nim duchem Ballad i romansów.
Ukojenie - Afonso Poyart. Anthony Hopkins i Colin Farrell jako jasnowidzący przeciwnicy. On wie, że on wie, że on wie. I vice versa. Cud prawdziwy, że wybrnęli z tego galimatiasu.
Całkiem satysfakcjonujący trzeci Detektyw, z przejmującym finałem i gorzkimi wnioskami płynącymi z zadowalania się zbyt łatwymi odpowiedziami. Mahershala Ali udowadnia swoją wartość ale to Stephen Dorff uzupełnia ten duet.
Russian Doll - matrioszka z netflixa to wariacją na temat wyczerpany przez Dzień świstaka. Nie przekonała mnie główna bohaterka i nowojorska hipsteria. Cięty język to za mało.
Umbrella Academy - półsieroty o nadzwyczajnych zdolnościach po śmierci swojego ojczyma, wychowawcy i mentora mają kilka dni by ocalić świat. Ma swój fatalistyczny klimat, taki Watchman stempel, który z pewnością zostanie z czasem rozrzedzony większą dawką optymizmu.

niedziela, 27 stycznia 2019

Refleksy #24

Nie otwieraj oczów (Bird Box) – Suzanne Bier.To ponoć najczęściej odtwarzany film netflixa. Ciekawe czy te statystyki dotyczą również odtworzeń nie dokończonych. Tak było w moim przypadku. O ile Ciche miejsce było przynajmniej fabularnie oryginalne to produkcja z Sandrą Bullock i Johnem Malkovichem, nachalnie podobna, jest nieznośnie przy tym irytująca. 
Black Mirror: Bandersnatch. Odsłona serialu jako film samodzielny i do tego interaktywny gdzie dostajemy namiastkę możliwości wpływania na losy bohaterów i przebieg akcji. Kolejna próba udowodnienie, że wolna wola nie istnieje. Nie odbiega od poziomu tej serii ani w dół ani w górę. Wybory widza-boga tej produkcji lepiej pozostawić netflixowi. Interesujące i przewrotne ale nie epokowe. Przecież nie od dziś wiadomo, że telewizja kłamie a streaming to tylko jej nowa twarz. 
Ucieczka z Dannemory, prison escape z rewelacyjną trójką aktorów - Patricią Arquette, Benicio del Toro i Paulem Dano. 
Morderstwo w Orient ExpresieKeneth Branagh reżyseruje i gra Herkulesa Poirot, który jeden jedyny raz został skutecznie zrobiony w konia. I to jedyne zaskoczenie ale zawdzięczamy je od dawna Agacie Christie. Dla mnie Poirot zawsze jednak będzie miał twarz Davida Sucheta. 
A.B.C. - to kolejna ekranizacja Christie, tym razem w roli detektywa John Malkovich tropiący seryjnego mordercę zabijającego według alfabetycznego wzorca. Gorzkie, zagrane w półcieniach bez przyciężkiej stylizacji z jaką mieliśmy do czynienie u Branagha
MadammeAmanda SthersHarvey Keitle, Toni Colett i Rossy de Palma, muzą Almodovara, która gra ich gospodynię wmanewrowaną w przyjęcie paryskiej socjety. Komedia pomyłek ciążąca w kierunku farsy. Urocze ale i trochę teatralne.
Ostatni gwiazdor kina – Jeden z ostatnich filmów Burta Reynoldsa. Przez nostalgiczną podróż, którą odbywa główny bohater, prawie jak alter ego aktora, chciałoby się widzieć w nim ten ostatni, pożegnalny film. Kontekst ten wymusza łzę w oku oraz uwzniośla tego trochę zapomnianego łobuza. 
Origins - serial sf wyprodukowany przez youtuba. Koktajl znanych fantastyce motywów i solidna produkcja cieszą bardziej niż powinny. 
Homecoming – z Julia Roberts to interesujący przykład solidnej pracy scenarzysty. Prowadzenie narracji przykuwa naszą uwagę do historii, która opowiedziana w sposób bardziej klasyczny nie zrobiłaby takiego wrażenia. 
Zniknięcie Sidneya HallaShawn Christensen. Nie wiedzieć czemu (jednak wiem) zamiast młodzieńczo świeżych aktorów, w rolach głównych cały czas widziałem Ryana Goslinga i Michelle Williams, całkiem zresztą niepotrzebnie. Film, który podobnie jak Homecoming, zwodzi-uwodzi narracją. Obraz trochę przegapiony
Kominsky Method – Dawno tak się mądrze nie śmiałem. Micheal Douglas (74 l.) i Alan Arkin (84 l.) w roli prawdziwie zgryźliwych tetryków. Kilka życiorysów z Hollywood zostało złamanych, kilka poskładanych. Zasłużone Złote Globy.
Jeździec - Chloe Zhao. Prawdziwie kowbojski film. O pasji, o rodeo, o marzeniach, o życiu. Bezpretensjonalny obraz zagrany przez amatorów w nie amatorski sposób. Łamie serce.
Detektyw 3 - kolejna odsłona oczekiwanej serii. W roli tytułowej Mahershala Ali w trzech płaszczyznach czasowych rozwiązujący kryminalną zagadkę. Nie wiem czy intryga, przez ten zabieg, staje się zamierzenie nieczytelna. 
Mandy - Panos Cosmatos. Nicolasa Cage'a powrót do przeszłości, to jednocześnie obraz autoironiczny jak i śmiertelnie poważny w skojarzeniach i cytatach. Podobnie jak Gość - Adama Wingarda z 2014 r. żeruje na naszej nostalgii. 
Zabójstwo Gianniego Versace - to kolejna udana odsłona American Crime Story. Po historii O.J. Simpsona oglądamy nie mniej słynną amerykańską zbrodnię. W tle robiące nie mniejsze wrażenie - Miami, dom mody rodziny Versace, homoseksualna społeczność i obyczajowość lat 80 i 90 -tych. Rewelacyjnie zagrane, szczególnie przez Darrena Crissa. Ricky'ego Martina również zapamiętamy.
Tajemnice Silver Lake - David Robert Mitchell. Zbyt silnie postmodernistyczna układanka by nie rozsypała nam się przed końcem seansu. Jednak próba wymieszania Lyncha z Umberto Eco trafiona jest w dwóch miejscach - rolą Andrew Garfielda oraz wbijającego w fotel monologu Jeremy Bobba personifikującego popkulturę i ujawniającego jej największą tajemnicę.
Punisher - powrót Franka Castle nie mógł być mocniejszy. Początek jak kolejna przygoda Jacka "kłopoty to moja specjalność" Reachera wg. Lee Childa
Star Trek: Discovery. Jak startował to się zżymałem na Klingonów. Jak ich w drugim sezonie nie ma, to się smucę. I zrozum to...

Rasy psów drobnychOlga Hund. Nowelka zaledwie o zdrowiu psychicznym w wymiarze wręcz społecznym. 28 -letnia pacjentka w trybach tej specjalnej opieki zdrowotnej. Daleko od kukułczego gniazda ale z jakimś pomysłem i szczerą wrażliwością.