środa, 27 marca 2019

Refleksy #26


Dokumentalny  Free Solo - oscarowa historia młodego wspinacza, Alexa Honnolda podejmującego próbę zdobycia tysiącmetrowej ściany bez żadnego zabezpieczenia. Przekonująco i przepięknie sfilmowany niewytłumaczalny przymus i odwieczna ludzka skłonność do zmagania się z naturą.
Serialowo - After Life - Ricky Gervais w charakterystycznej dla siebie pozie cynika i prześmiewcy o ciepłym raczej sercu. Grany przez niego Tony nie może pogodzić się ze śmiercią żony, przez kilka odcinków żyjąc wbrew jej, udzielonym wcześniej w formie videobloga, radom. Zapowiada się drugi sezon. Mam nadzieję, że nikogo tym razem nie uśmiercą. Chyba, że to będzie życie po śmierci.
Love, Death+Robot - antologia krótkich, animowanych filmów fantastycznych wracająca pomysłem do produkcji Heavy Metal z 1981 r. Różnorodne historie oparte w większości na opowiadaniach znanych pisarzy (John Scalzi, Peter F. Hamilton, Alastair Reynolds, Michael Swanwick, Ken Liu) animowana przez różnych twórców (m.in. warszawskie Platige Image Studio) porywają swoja jakością i literacką bazą.
No i wrócili Amerykańscy Bogowie - mam nadzieję, że problemy z produkcją nie wpłynęły na jakość tego sezonu.
Wyspa psów - Wes Anderson. Animacyjne rękodzieło zdaje się nam podpowiadać co psie życie ma do naszego. Żeby nie było, rzecz się dzieje w dalekiej Japonii. Jednak trochę zbyt wysublimowane.
To my - Jordan Peele. Po niezłym Uciekaj! dostajemy kolejny horror tego Pana co tylko potwierdza, że wybrał kino gatunkowe nieprzypadkowo. Wielopoziomowy i konsekwentnie zrealizowany scenariusz, oprócz grozy i dreszczy dostarcza nam dużo więcej humoru i jeszcze więcej mrugnięć do widza niż kinowy debiut. Oprócz tych smakowitości mamy udanych aktorów w świetnych, dubeltowych rolach, rewelacyjne zdjęcia i towarzyszącą im również niezłą muzykę. Nie mogę się doczekać na jego zaproszenie do Strefy mroku. Nie mówiąc o już szykowanym powrocie Candymana czy Lovecraft Country, serialu obiecującego mroczną podróż po Ameryce.
Bumblebee - Travis Knight. Ma urok początku ale po co? Dla nieco młodszych, którzy w 2007 r. nie załapali się na film Michaela Baya.
Córka trenera - Łukasz Grzegorzek. Trudno w to uwierzyć ale to pierwsza główna rola Jacka Braciaka. Pomimo tego i tak ją kradnie jego filmowa córka Karolina Bruchnicka. Razem tworzą ekranową parę - ojca i córki, niespełnionego tenisisty przygotowującego do kariery na kortach swoją jedynaczkę. Wędrujemy z nimi po kortach prowincjonalnych tenisowych turniejów, wiedząc od początku jak to wszystko się skończy. Pomimo tego, obserwowanie tego procesu to czysta filmowa przyjemność.
Ciemno, prawie noc - Borys Lankosz. Książka Joanny Bator swego czasu nawet przekonała mnie* Nie mogę jednak tego samego powiedzieć o ekranizacji Lankosza. Wydaje mi się, że zawinił słaby scenariusz, pewna histeryczność opowiadania i paradoksalnie pierwszy garnitur krajowego aktorstwa. Jak najlepszą rolę zagrała Roma Gąsiorowska, to sobie wyobraźcie... A zagrała bardzo dobrze. To samo mogę jedynie powiedzieć o Jerzym Treli i Krystynie Tracz. Co tam robił Ogrodnik, Dorociński? Opowieść Bator wymagała chyba nieco innego, niż literacki, języka. Może formuła serialu dałaby tej historii więcej przestrzeni, może wtedy wszyscy ci nieźli aktorzy mieli by miejsce dla swojej gry. Kończy się druga dekada XXI wieku i w polskim kinie odczuwam pewien przesyt patologii, błota i płonących chałup.
Niczym wytłumaczalne lenistwo intelektualne opanowało mój umysł (sprawdzić czy pasuje do tego termin: marveloza) Czuję się coraz częściej jak bohater Kwiatów dla Algernona , Keyesa, obserwujący swój regres. Boję się, że jak się nie ogarnę, za niedługo, niczym Gordon, nie będę w stanie nawet tego zrozumieć. Czyli na chwilę przed Końcem gry, duża ilość trykociarzy, paradę, którą to otwiera jednak DC, więc poza jednostką chorobową fundowaną przez Marvela:
Aquaman - James Wan. Domowy seans nie bolał, cieszył oko i zapewnił odpowiednią dawkę rozrywki. Strach jechać nad Bałtyk...
Kapitan Marvel - Anna Boden, Ryan Fleck. Marvel jest kobietą i do tego kapitanem. I jest nią Brie Larson. Zostaniemy przez nią dzielnie wyprowadzeni z lat 90'tych spędzając w nich jednak prawie cały uroczy seans. Odmłodzony dzięki magii kina Samuel L. Jackson/Nick Fury opowie nam przy okazji jak stracił oko. I wystąpi prawdziwy Kotojad.
Spider-Man Universum - Film, który zaskoczył fanów pajączka i okazał się najlepszą ekranizacją jego przygód. Że animowaną tym większy aplauz gdyż najbardziej zbliżył się do formy oryginału, komiksu. Dynamiczna opowieść o Spider-Manach z różnych czasoprzestrzeni zawiązujących sojusz w walce z Kingpinem alias Wilsonem Fiskiem, nie tak sympatycznym jak ten z Daredevila. Jak mówi Stan Lee wręczając kostium kolejnemu kandydatowi na superbohatera - pasuje na każdego i zwrotów nie przyjmujemy.
Ant Man i Osa - Peyton Reed. Jeszcze efektowniej niż w jedynce ale dynamika ta jest trochę męcząca (dużemałedużemałe). Z filmów tego uniwersum największa chemia panuje chyba właśnie między mrówką a osą czyli Paulem Rudd'em a Evangeline Lilly co uprzyjemnia seans.

"Wałbrzych, miasto zaginionych dzieci i podziemnych sekretów. Alicja Tabor, główna bohaterka tej kryminalnej baśni, tropi te zaginięcia i sekrety z dziennikarskiego ale i osobistego obowiązku. Mieszkała kiedyś w tym mieście i porzuciła je bez żalu. Wracając do niego zmusza przeszłość do konfrontacji z teraźniejszością. Bator, która w książce przemyciła kilka opowieści, tą najmroczniejszą  przypomina to czym tak się zachwycaliśmy w późniejszym True Detective. Bardzo dzisiaj aktualne gdy Wałbrzych odkryć ma kolejne tajemnice a obcych szczują psami. Złoty pociąg na szczęście."