środa, 25 września 2019

Refleksy #31

Too Old To Die Young - Nicolas Winding Refn. Klara Cykorz zgrabnie opisała film-serial Refna - jako połączenie Twin Peaks odartego z dziwności i Fargo bez życzliwości. Całą tę historię dałoby się zgrabnie zmieścić w dwugodzinnej fabule ale takich filmów było już wiele. Powolny taniec, do którego zaprasza nas Refn powoduje chwilami naszą senność by w jednym momencie, niespodziewanie wybudzić nas nagłym wybuchem emocji. Karmi nas kadrami wyglądającymi niczym obrazy mistrzów pop artu. Malarskość ta jest nadal pełna neonowych barw charakterystycznych dla twórczości Refna ale dzięki przyjętej formule (odcinki po 70-80 minut) więcej w niej przestrzeni dla widza. Świetna rola Millesa Tellera (policjant Martin Jones) oraz Augusto Aquilra (szef kartelu Jesus Rojas) i genialna muzyka Cliffa Martineza. Na marginesie mówiąc chciałbym od Refna jego wizję Blade Runnera. I niechby trwała i 24 godziny.

Nasi chłopcy - izraelski serial opowiadający, jak głosi, na kanwie prawdziwych wydarzeń, historię zabójstwa palestyńskiego nastolatka przez powiązanych ze sobą rodzinnie religijnych Żydów. Zabójstwa będącego odwetem za wcześniejsze porwanie i zabicie trójki żydowskich nastolatków. Prowadzone w tej sprawie śledztwo (głównie przez wywiad izraelski Szin Bet) stara się rozwiązać sprawę i narastający wokół niej problem społeczny w sposób nie eskalujący dalszej przemocy. Wydaje się świetnie obrazować konflikt izraelsko-palestyński i niuansować całą jego złożoność.

Ad Astra - James Gray. Film bardzo nierówny i z minuty na minutę coraz bardziej mnie irytujący. Olśniewający wizualnie, dramatycznie jest na poziomie prozy Coehlo a niektórymi scenami wręcz głupi. Astronauta (Brad Pitt) doskonały w swoim rzemiośle - postać przypominająca niedawną rolę Ryana Gosslinga w First Man - ma jednak problemy  ze swoim życiem prywatnym. Cieniem na nim kładzie się historia jego ojca, również astronauty, który 30 lat wcześniej opuścił syna i udał się z misja na odległego Neptuna (wg. dzisiejszej wiedzy ostatnia planeta naszego układu słonecznego). Ślad po nim zaginął ale z okolic Neptuna emitowana jest mikrofalowa anomalia zwana Udarem, która może zniszczyć życie na Ziemi. Ze wstępu tego poskładamy sobie szybko sekwencję dalszych wydarzeń i fabularnych oczywistości. Wyjdzie nam, że by uratować Ziemię główny bohater będzie musiał uratować siebie, będzie musiał odnaleźć ojca, będzie musiał odbyć daleką podróż na kraniec znanego wszechświata. Gdyby poprzestać na tych wątkach wyszłoby kino będące połączeniem Conradowskiej wędrówki do jądra ciemności z kinem Terrenca Malicka (szczególnie jego Drzewem życia). Niestety reżyser uznał, że to będzie niewystarczające i dołożył jeszcze kilka klisz i podpowiedzi. Tym samym filozofujące kino zamienia się zbyt często w kino akcji klasy B, żenując swoim infantylizmem. Przecież walka z piratami na księżycowych quadach, spotkanie z małpami na norweskiej stacji naukowej, przedostanie się do startującej rakiety czy kosmiczny surfing są jedynie po to by pokazać bohatera niezłomnego i przyspieszyć trochę tę kosmiczną odyseję. A konkurencji specjalnie Brad Pitt nie ma w tym filmie, role pozostałych aktorów (Tommy Lee Jones, Donald Sutherland, Liv Tyler) są marginalne i bezkonkurencyjne dla błyszczącego w roli głównej. Sprawdza się zasada, że chcąc zadowolić wszystkich można nie zadowolić nikogo.

Instytut - Stephen King. Komplementując swego czasu Nocną rundę Lee Childa pisałem, że Jack Reacher jako bohater literacki jest wielce poważany przez samego Stephena Kinga. Początek najnowszej powieść Króla to wręcz hołd dla bohatera Childa. Doświadczony eks-policjant z dużego miasta, facet po przejściach, trafia dosyć przypadkowo do małego miasteczka gdzie zatrudnia sie w charakterze nocnego strażnika (sprawdza zabezpieczenie obiektów, informuje policję o nagłych zagrożeniach, tylko nocna zmiana a problemy jedynie w weekendy). Kiedy juz powoli adoptuje się do miejscowych warunków opuszczamy go i wbijamy się w prawdziwie Kingowską opowieść o dzieciakach uzdolnionych parapsychologicznie, porywanych przez profesjonalnych agentów do najpewniej rządowego obiektu, tytułowego Instytutu. Mając na uwadze prawość bohatera, którego poznaliśmy na początku i dramatyczną sytuację porwanych dzieci, więzionych niczym zwierzęta laboratoryjne, przeczuwamy, że te dwa światy będą musiały się spotkać. Dobra rzecz do przełamania czytelniczej impotencji, w skali mistrza gdzieś w okolicy Outsidera.