wtorek, 29 września 2020

Starman

 Lazarus - Jan Klata. Teatr Muzyczny Capitol, Wrocław 27.09.2020. Kiedy na początku 2016 roku kupowałem Blackstar, ostatnią płytę Davida Bowiego nie wiedziałem, że za chwilę nas opuści na zawsze. Ciało złamane chorobą opuściło nas fizycznie na szczęście jego duch zaklęty w dźwięk i obraz pozostał. Teraz z kolei dokonała się krajowa jego inkarnacja, można też powiedzieć, premierowy występ w Polsce. Na deskach Capitolu we Wrocławiu Jan Klata wyreżyserował musical Lazarus oparty na twórczości tego artysty i historii, którą miłośnicy sf znają z książki Waltera Tevisa - Człowiek, który spadł na Ziemię. Przede wszystkim to nawiązanie do filmu Nicolasa Roega z 1976 roku będącego ekranizacją powieści Tevisa. Bowie gra w nim tytułowego starmana, przybysza z gwiazd , który przybył na Ziemię by znaleźć sposób na ratowanie swojej planety. Przeciągający się pobyt na Ziemi zmienia go mentalnie, przybysz nabiera ludzkich cech i powrót na ojczystą planetę staje się coraz trudniejszy. Scena w Capitolu zamienia się w cały ten ziemski świat i zostajemy wciągnięci w intymną historię Thomasa Newtona (Marcin Czarnik). Jest ona opowiadana a raczej śpiewana piosenkami Dawida Bowiego. Lekko zmienione aranżacje znanych utworów świetnie wykonują aktorzy wrocławskiej sceny - wspomniany już Czarnik ale również Konrad Imiela, dyrektor teatru, który musiał zastąpić chorującego aktora grającego Valentine (Cezarego Studniaka) czy rewelacyjna aktorsko Girl - Klaudia Waszak. Od tytułowego Lazarus po Heroes a pomiędzy nimi This Is Not America, The Man Who Sold the World, Love is Lost, Changes, Absolute Beginners, Life on Mars?. A to nie wszystko. Całość układa się po części w historię miłosną, poszukiwanie sensu bytu, potrzebę zrozumienia czegoś innego, obcego, pogodzenia się ze swoimi ograniczeniami ale i wyjścia ze swojego kostiumu. Od strony technicznej bez jakichkolwiek zarzutów,  spektakl nie epatuje rozbudowaną scenografią, proste geometryczne bloki imitują pomieszczenia by za chwilę stać się ekranem dla feerii barw bądź wyświetlanych obrazów. Kostiumy dyskretnie informują o różnej ekscentryczności granych postaci i momentami przywołują postać samego Bowiego. W ogarnięciu całości pomagają wyświetlane nad sceną napisy angielskie. Muzycy towarzyszący aktorom zasługują na osobne słowa uznania.  Jest doskonały moment w czasie musicalu kiedy podnosi się sceniczna dekoracja i widzimy cały zespół, ubrany w białe kombinezony z czarną gwiazdą na piersi. Wielkie brawa. Zakończenie pozostawiło publiczność w chwilowym stuporze, można było nawet odnieść wrażenie jej zagubienia, ale gdy już do nas dotarło, że to jednak koniec aplauz był gorący i szczery. Biletów już brak.