niedziela, 7 marca 2021

Nikt nie odejdzie zawiedziony


Arkadij i Boris Strugaccy - Piknik na skraju drogi i inne utwory
. Ładnie wydany omnibus z kilkoma najważniejszymi powieściami braci Strugackich. Otwiera go tytułowy Piknik... trwale osadzony w literaturze nie tylko fantastycznej. Opowieść o poszukiwaczach, stalkerach penetrujących Strefę, pozostałość po odwiedzinach obcej cywilizacji, przekracza ramy gatunku stając się filozoficzną zadumą nad kondycją naszego świata. Aspekt ten stał się podstawą filmu Andrieja Tarkowskiego - Stalker. Jej bardziej rozrywkowy, przygodowy charakter nie został na razie zekranizowany chociaż doczekał się szeregu mutacji w grach video i wielu mniej lub bardziej udanych literackich franczyz i zapożyczeń. 

Zamykający zbiór Ślimak na zboczu to najambitniejsza powieść Strugackich. Sami uważali ją za swoje najpełniejsze dzieło - powstała z połączenia dwóch nowel znanych pod tytułami: Dyrekcja Zarząd i Las. Ich połączona fabuła momentami jest ciężka, przedzieranie się przez nią jest jak odkrywanie nowego, nieprzyjaznego świata ale lektura ostatecznie przynosi pełną satysfakcję.  Bohaterem części pierwszej jest naukowiec Pierec, zatrudniony przez Zarząd do badania Lasu - to obszar jedynie umownie przypominający znany nam las. To obcy, samostanowiący organizm, dynamicznie kształtujący siebie i swoje otoczenie, wymagający zrozumienia a jednocześnie niewytłumaczalny przy wykorzystaniu znanej nam siatki pojęć i definicji. Bohaterem tej części powieści jest Kandyd, zagubiony niczym jego oświeceniowy imiennik. Paradoksalnie, w miarę wchodzenia w historię, okazuje się że Las staje się dla nas, czytelników bardziej zrozumiały i ludzki niż Zarząd, który przecież rządzi się ludzkimi prawami, znaną nam biologią i fizyką. Jednak jego systemowa absurdalność i kafkowska logika powodują, że tak jak główny bohater chcemy go jak najszybciej opuścić.  Ślimak na zboczu przypomina mi trylogię Southern Reach, Jeffa VanderMeera. Nieprzypadkowo przecież tytuły poszczególnych tomów: Unicestwienie, Ujarzmienie, Ukojenie zbieżne są z powtarzaną przez Strugackich zależnością, cyklem nowego życia: Przezwyciężenie, Uspokojenie i Zespolenie. To również silny feministyczny wydźwięk w zdominowanym przez mężczyzn świecie. Strugaccy napisali bardzo nowoczesną powieść i nie dziwi, że byli z niej dumni.

Już te dwie powieści przesądzają o wielkości pisarstwa Strugackich a przecież to nie koniec. Miliard lat przed końcem świata, Trudno być bogiem i Poniedziałek zaczyna się w sobotę to pełnoprawne powieści, żadne wypełniacze tego zbioru. Pokazują jednocześnie przekrojowo twórczość braci Strugackich, jej różnorodność i oryginalność przekraczające miejsce i czas ich powstania. Zadziwiająco mało w nich elementów ideologii ustrojowej Kraju Rad a te pojawiające się mają raczej charakter obśmiewający lub stanowią inteligentną grę z wszechwładną wtedy cenzurą. Przykładem tego niech będzie najlżejszy w zbiorze Poniedziałek zaczyna się...rzecz o zarobionych pracownikach Instytutu Badania Czarów i Magii. Mógłby przecież opowiadać o absurdach dnia codziennego akademików ciężko pracujących w jednym z wielu zamkniętych miast ZSRR. Zadziwia również, pomimo poczucia humoru występującego w dużych dawkach, mało optymistyczny wydźwięk tych powieści. Miliard lat przed... opowiada przecież o nieuchronnym końcu naszego świata, przeciąganiu liny z siłami entropii, walki której końcowy efekt staje się nieprzewidywalny, Trudno być bogiem opisuje feudalną cywilizację obcej planety, rozważając dylemat ingerencji i wpływu ziemskich naukowców uczestnicząco badających zastaną kulturę,  zresztą nie bez wpływu na nich samych. Nawiasem mówiąc powieść ta doczekała się ciekawej ekranizacji w reżyserii Aleksieja Germana (2013 r.).

Jeszcze tylko proszę o wydanie cyklu powieści o perypetiach Maksyma Kammerera.

Relax


Po blisko 40 latach pod nr 32 ukazał się Relax -  Magazyn Opowieści Rysunkowych. Taki starter mający przypomnieć dawne wydawnictwo, reaktywowany przez miłośników i twórców komiksu. Zawartość różnorodna, na prawie 160 stronach mamy zagraniczne i krajowe opowieści rysunkowe, trochę publicystyki na temat oraz autoreklamy. Zwiększenie objętości i jakości wydania tłumaczy nie niską cenę za numer (zresztą komiksy nie są obecnie tanie). Trzymam kciuki za powodzenie tego projektu tym bardziej, że co nieco daliśmy światu komiksu.  



niedziela, 7 lutego 2021

Czarno-białe i w kolorze 2

    Przełom roku to nadal czas pandemicznej smuty . W większości nie ma na czym oka zawiesić, chyba żeby ten marazm wynikał z lenistwa będącego podstępnym i nieznanym dotąd działaniem wirusa. Niby tak, ale:

Possessor - Brandon Cronenberg. Fiksacje Cronenberga juniora nie są dalekie od ojcowskich obsesji. Jeżeli Tenet wydawał się Wam momentami psychodeliczny to Possessor nawet nie zakrywa tego udawaniem. Sensacyjna fabuła ubrana w kostium fantastyki bliskiej przyszłości wkracza sugestywnymi obrazami w czysty gatunkowo horror. Główna bohaterka (Andrea Riseborough) to pracująca na zlecenie tajemniczej organizacji skuteczna niesłychanie zabójczyni. Zlecone zadania wykonuje osobiście ale nie swoimi rękami. Brzmi skomplikowanie? I tak wygląda. Przed wykonaniem zadania, podłączona do urządzenia-interfejsu,  wchodzi (dosłownie) w ciało i psychikę wybranej osoby, która ma nieutrudniony dostęp do wybranej ofiary. Po jej zabiciu kolejnym jej zadaniem jest popełnienie samobójstwa a tym samym zatarcie śladów. Po kolejnym zleceniu coś się zacina i w zawodowej zabójczyni budzą się wątpliwości. Szalona opowieść o tożsamości, jej utracie i odzyskiwaniu siebie, którą trudno wyrzucić z głowy.

Kwiat szczęścia - Jessica Hausner. Delikatna wręcz poetycka opowieść nie tak odległa od Cronenbergowej wizji panowania nad ciałem i duszą. Gdzieś w laboratoryjnych halach przypominających ogrodnicze szklarnie uprawiane są rośliny, których kwiaty mają wydzielać zapach wywołujący u ludzi poczucie szczęścia. Jak większość filmowych eksperymentów i ten się udaje, i również wymyka spod kontroli. Ta lekka, często zabawna historia z surrealistyczną nutą o uzależniającej potrzebie szczęścia może być odczytywana na wielu poziomach. To z jednej strony fabuła inwazyjna, zostaniemy opanowani przez obcy gatunek z drugiej kameralny obraz społecznej samotności. Podane to z wdziękiem i specyficznym urokiem wspomaganymi  aktorstwem Bena Whishawa i Emily Beecham

Mank - David Fincher. Netflixowy kandydat do nagród chociaż rewelacyjnie stylizowany na epokę i opowiadający o kulisach powstania jednego z najsłynniejszych filmów - Obywatela Kane'a (1941 r.), jakoś nie porwał. Opowiada historię pisania scenariusza i przywraca należne miejsce jego twórcy Hermana Mankiewicza (Gary Oldman), istniejącego do tej pory w cieniu reżysera Orsona Wellesa. Taki los scenarzystów. Film jako lektura nadobowiązkowa dla studentów kierunków filmowych.

Malcolm i Marie - Sam Levinson. Zaskakująco dobre otwarcie roku na netflixie. Nieco teatralny, czarno-biały i w przeciwieństwie do Manka emocjonalnie angażujący chociaż podobnie opowiada o twórcy i jego muzie. To właśnie tytułowa para, Malcolm (John David Washington) i Marie (Zendaya). On zdobył tego wieczora nagrodę i uznanie za swój ostatni film, ona zaczyna mieć pretensje, że nie podziękował jej odbierając nagrodę. I się zaczyna, noc oczyszczenia, emocjonująca huśtawka nastrojów i wzajemnych żali. To film w filmie gdyż w trakcie tej kłótni poznamy i nagrodzony film, kulisy jego powstania a nawet kontekst kulturowy i krytykę wszechobecnej w branży politycznej poprawności. A także dużo miłości. Świetnie zagrane, mam nadzieję, że film będzie wszędzie wyróżniany. 


wtorek, 29 września 2020

Starman

 Lazarus - Jan Klata. Teatr Muzyczny Capitol, Wrocław 27.09.2020. Kiedy na początku 2016 roku kupowałem Blackstar, ostatnią płytę Davida Bowiego nie wiedziałem, że za chwilę nas opuści na zawsze. Ciało złamane chorobą opuściło nas fizycznie na szczęście jego duch zaklęty w dźwięk i obraz pozostał. Teraz z kolei dokonała się krajowa jego inkarnacja, można też powiedzieć, premierowy występ w Polsce. Na deskach Capitolu we Wrocławiu Jan Klata wyreżyserował musical Lazarus oparty na twórczości tego artysty i historii, którą miłośnicy sf znają z książki Waltera Tevisa - Człowiek, który spadł na Ziemię. Przede wszystkim to nawiązanie do filmu Nicolasa Roega z 1976 roku będącego ekranizacją powieści Tevisa. Bowie gra w nim tytułowego starmana, przybysza z gwiazd , który przybył na Ziemię by znaleźć sposób na ratowanie swojej planety. Przeciągający się pobyt na Ziemi zmienia go mentalnie, przybysz nabiera ludzkich cech i powrót na ojczystą planetę staje się coraz trudniejszy. Scena w Capitolu zamienia się w cały ten ziemski świat i zostajemy wciągnięci w intymną historię Thomasa Newtona (Marcin Czarnik). Jest ona opowiadana a raczej śpiewana piosenkami Dawida Bowiego. Lekko zmienione aranżacje znanych utworów świetnie wykonują aktorzy wrocławskiej sceny - wspomniany już Czarnik ale również Konrad Imiela, dyrektor teatru, który musiał zastąpić chorującego aktora grającego Valentine (Cezarego Studniaka) czy rewelacyjna aktorsko Girl - Klaudia Waszak. Od tytułowego Lazarus po Heroes a pomiędzy nimi This Is Not America, The Man Who Sold the World, Love is Lost, Changes, Absolute Beginners, Life on Mars?. A to nie wszystko. Całość układa się po części w historię miłosną, poszukiwanie sensu bytu, potrzebę zrozumienia czegoś innego, obcego, pogodzenia się ze swoimi ograniczeniami ale i wyjścia ze swojego kostiumu. Od strony technicznej bez jakichkolwiek zarzutów,  spektakl nie epatuje rozbudowaną scenografią, proste geometryczne bloki imitują pomieszczenia by za chwilę stać się ekranem dla feerii barw bądź wyświetlanych obrazów. Kostiumy dyskretnie informują o różnej ekscentryczności granych postaci i momentami przywołują postać samego Bowiego. W ogarnięciu całości pomagają wyświetlane nad sceną napisy angielskie. Muzycy towarzyszący aktorom zasługują na osobne słowa uznania.  Jest doskonały moment w czasie musicalu kiedy podnosi się sceniczna dekoracja i widzimy cały zespół, ubrany w białe kombinezony z czarną gwiazdą na piersi. Wielkie brawa. Zakończenie pozostawiło publiczność w chwilowym stuporze, można było nawet odnieść wrażenie jej zagubienia, ale gdy już do nas dotarło, że to jednak koniec aplauz był gorący i szczery. Biletów już brak.

czwartek, 27 sierpnia 2020

Kołowrót


Tenet - Christopher Nolan. Fajnie było wrócić po kilku miesiącach do sali kinowej. Jeszcze fajniej na film zapowiadany od dłuższego czasu jako tytuł otwarcia dla kin w tym trudnym dla biznesu rozrywkowego czasie. Komfortowo choć smutno było siedzieć w prawie pustej sali, rozdzielony z innymi widzami często rzędami foteli. Sam seans bardzo satysfakcjonujący. W pierwszym momencie, zaatakowany bardzo głośnym dźwiękiem, zrzuciłem to na karb dłuższej nieobecności w kinie i odwyknienia od mocnego systemu nagłośnienia. Jednak nie, ścieżka dźwiękowa filmu, szczególnie efekty dźwiękowe boleśnie uderzają w uszy. Ale tak ma być. Otwarcie filmu, wdarcie się sił specjalnych do okupowanej przez terrorystów kijowskiej opery, przypomina wręcz jakąś alternatywną wersję zdarzeń w moskiewskiej Dubrowce. Tutaj poznajemy głównego bohatera (John David Washington godnie kontynuujący rodzinną tradycję), agenta CIA. Przed nim jednak poważniejsze wyzwanie, będzie musiał zapobiec wydarzeniom, które mogą doprowadzić do zagłady świata. Jeżeli ten plot przypomina niebezpiecznie fabułę Bonda, to jesteście w domu. Pomimo ostrzeżeń o skomplikowanej fabule, niezrozumiałych dialogach, Nolan w gruncie rzeczy opowiada nam prostą historię szpiegowską z domieszką heist movie, gdzie do napadu użyto bardzo dużego samolotu (prawdziwego). Mamy tutaj bondowski z ducha czarny charakter, przerysowanego Rosjanina granego koncertowo przez Kennetha Branagha, piękną kobietę w osobie jego odrzuconej żony (Elizabeth Debicki, przyszła Lady Di w nowym sezonie The Crown) oraz pomocnika i kumpla (Robert Pattison). Mamy nawet kogoś na kształt Q (pani inżynier tłumacząca jak złapać kulę). Różnicą wobec bondowskiej przygody i narracyjnej naiwności staje się, że tak powiem, element temporalny. Zabawy z czasem to ulubiony zabieg Nolana (Memento, Interstellar, Dunkierka), w najnowszej odsłonie tej zabawy wręcz zapierają dech. A wszystko to nakręcone w sposób raczej analogowy bez epatowania sztucznie wyglądającymi efektami specjalnymi (to już znak firmowy tego reżysera). Żałować można jedynie, że film trafił w tak paskudny dla publicznych seansów czas, to idealne wręcz letnie kino. Nie bójcie się obejrzeć. 

wtorek, 21 lipca 2020

Refleksy #38

Na ringu z rodziną - Stephen Merchant. Wrestling to bardzo filmowy sport, nie tylko dlatego, że walka oparta jest na zaplanowanym scenariuszu. W kinematografii mamy przecież nagradzanego Wrestlera - Darren Aronofsky'ego ale i lżejsze body slam: Kibice do dzieła, Nacho libre i ikoniczne postaci tego sportu Mr. T, Hulka Hogana czy właśnie Dwayne'a "Rocka" Johnsona, który jako jedyny wyskoczył z tego ringu. Naprawdę fajna historia do tego oparta na faktach i bardzo dobrze obsadzona (Florence Pugh, Lena Headey, Vince Vaughn, czy też sam "Rock" oraz inni wrestlerzy i wrestlerki).
W deszczowy dzień w Nowym Jorku - Woody Allen. Im bliżej Wielkiego Jabłka tym filmy Allena lepsze. Co widać i czuć. Timothée Chalamet grający Allenem...
Mama - Xavier Dolan. Skomplikowane relacje między matka a jej dorastającym, nadpobudliwym synem. Podziwiam Dolana, młodego przecież człowieka, za jego twórczą konsekwencję, wrażliwość i umiejętność rozpoznawania różnych emocji.
W głębi lasu - polski serial dla Netflixa, komplementowany przez Harlana Cobena, twórcę tej historii, chociaż dobry realizacyjnie i obsadowo jest fabularnie słabiutki i nie dźwiga obiecanego napięcia. Niektóre rozwiązania wprost z kapelusza wzbudzają lekkie zażenowanie a łańcuch przyczynowo-skutkowy nie wiąże zbyt silnie fabuły. Z drugiej strony niespecjalnie odbiega od rozwiązań stosowanych przez pisarza w większości swoich powieści, w szczególności ulubionego motywu odnajdywaniu się po latach zaginionych ewentualnie przywracania do życia kluczowych dla akcji postaci.
Bliźniak - Ang Lee. Will Smith w podwójnej roli - super killera i młodszego siebie, który próbuje go zlikwidować. Fajny ale niewiele już pamiętam. W każdym razie, dzieje się...
5 braci - Spike Lee rozwiązuje kilka problemów na raz - opowiada wciągający buddy movies, opakowany w film wojenny ale i daje komentarz o zapomnianych weteranach przegranej wojny, pokazuje wreszcie akcję, jednak bardziej w typie przygody bliższej Złota dla zuchwałych niż Czasu Apokalipsy. Dla każdego coś dobrego.
Zabawa w pochowanego - Matt Bettinelli-Olpin i Tyler Gillett. Prawdziwa historia uciekającej panny młodej. Zabawne i angażujące, trzymanie kciuków za główną bohaterkę bardzo wskazane.
7500 - Patrick Vollrath. Porwanie samolotu relacjonowane tylko i wyłącznie z kabiny pilotów (Joseph Gordon-Levitt jako jeden z nich). Niby wiemy co się zdarzy ale trzyma w napięciu.
Perry Mason - stylowy, ale flegmatyczny gdyż w sposób wyrafinowany opowiada o pozornie prostym śledztwie, meandrując po Ameryce w czasach Wielkiego Kryzysu zaczynamy zapominać o zbrodni, której ofiarą stało się dziecko. Ale pewnie o to chodzi.
Pani Lowry i syn - Adrian Noble. Timothy Spall ponownie, po Panu Turnerze,  w biograficznym filmie o uznanym angielskim malarzu i jego trudnej relacji z matką
Bóg istnieje a jej imię to Petrunia - Teona Strugar Mitevska. Macedoński film o sile tradycji, uprzedzeniach i ich przełamywaniu. Młoda kobieta trochę z nudów ale i przypadku, trochę z przekory bierze udział w tradycyjnych, ze względu na kościelny rodowód i tylko męską reprezentację, zawodach polegających na wyłowieniu z rzeki krzyża rzuconego przez popa. Oczywiście wygrywa co powoduje melodramatyczne skutki, wręcz wstrząs dla systemu
Prodidgy - Nicholas McCarthy. Zaskakujące połączenie thrillera i horroru, które wychodząc fabularnie z ogranych juz tematów kilka razy może zaskoczyć i przestraszyć.
Policja i rasizm - Deon Taylor. Zmarnowana szansa na świetne kino, społecznie zaangażowane, bezpośrednio wręcz komentujące rasowy problem w USA, niuansujące, jak chce oryginalny tytuł, czarne i niebieskie (prawie jak u Stendhala).
Kin. Zabójcza broń - Jonathan Baker i Josh Baker. Familijna choć momentami zbyt brutalna opowieść o tym, że przemoc rodzi przemoc a pomóc może tylko super broń z innego świata.
W domu - miniaturki, impresje filmowe różnych polskich artystów powstałe w czasie i w związku z pandemicznym odosobnieniem. Jakość różna ale warte spojrzenia.
Godzilla II: Król potworów - Michael Dougherty. Dosyć anemiczne i mało angażujące starcie złych i dobrych potworów. I tak przegrywają one wszystkie z nędznym scenariuszem.
Zenek - Jan Hryniak. W galerii współczesnych produkcji TVP przypadkowo (?) zrealizowano całkiem sensowny film o IIIRP. Może nadal nie rozumiem fenomenu disco polo ale Zenek pokazał mi kawałek Polski.
Dark - kończące przygodę z tym serialem rozwiązanie przypomina nieco hokus-pokus  ale ostatecznie wygładza wszelkie fałdy prawdopodobieństwa, porządkując czas i przestrzeń. Ordnung muss sein.
Old Guard - Charlize Theron prawie jak atomowa blondynka, ale prawie czyni różnicę. Wydaje się próbą przed ciągiem dalszym w formie serialu.

sobota, 6 czerwca 2020

Refleksy #37

Tyler Rake: Ocalenie - Sam Hargrave. Netflixowy akcyjniak z niezłym tempem ale dosyć ogranym tematem. Chris Hemsworth jako najemny żołnierz wynajęty do uratowania porwanego dziecka narkotykowego bossa. Jako wartość dodana egzotyczne miejsce akcji (Indie, Bangladesz, Tajlandia).
Kafarnaum - Nadine Labaki. Dramat społeczny pokazujący życie w Bejrucie oczami dziecka. Wstrząsający w ukazaniu codziennej walki o przeżycie, ze świetnymi dziecięcymi rolami.
Truposze nie umierają - Jim Jarmusch. Jest kilka dobrych scen ale to najsłabszy film Jarmuscha. Dla plejady znakomitości zaludniających ten zombie świat.
Honey Boy - Alma Har'el. Na podstawie scenariusza i życia Shia LaBeoufa grającego tytułową rolę Słodziaka. Dziecko w trybach show biznesu pozbawione tak naprawdę oparcia w najbliższych. Trochę płaczliwy a i sam temat bywał już lepiej wygrany
Ból i blask - Pedro Alomodovar. Ponoć biograficzny ale jakoś tak bez pazura najlepszych fabuł Almodovara. Najbardziej bergmanowski i pretensjonalny film Hiszpana. Chyba, bo oglądałem go zbyt późną porą.
Zła edukacja - Cory Finley. Zgrabnie opowiedziana historia defraudacji publicznych środków. W USA to gorsze niż komunizm. Hugh Jackman i Allison Janney w roli defraudantów ujawnionych przez uczennicę ze szkolnej gazetki.
Prawdziwa historia gangu Kelly'ego - Justin Kurzel. Troche punkowy australijski eastern o legendarnym bandycie, w tej części Europy chyba niespecjalnie nas wzruszy.
Other Lamb - Małgorzata Szumowska. Zabicie mało świętego tryka albo bunt owieczek Pana. Szyta grubym ściegiem przypowieść o patriarchalnym świecie uplecionym z religijnych/katolickich korzeni i pędów. Zbyt naiwne i upraszczające, porywa jedynie zdjęciami irlandzkich plenerów (Michał Englert).
Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa - Maciej Kawulski grając w GTA podgląda Vegę i Pasikowskiego. Świetny Tomasz Włosok jako Walden bo przecież główny Bohater grany przez Marcina Kowlczyka ma zbyt poczciwą twarz. Dobre udźwiękowienie nie tylko przez użytą playlistę.
The Vast of Night - Andrew Patterson. Świetny debiut z Amazona, klimatyczne kino sf zakorzenione w zimnowojennych lękach lat pięćdziesiątych, przypominające takie klasyki jak Inwazja porywaczy ciał. Ale głównie pokazujący radiowe medium a tym samym cofające się wręcz do słuchowiska Orsona Wellesa - Wojna Światów, które sparaliżowało Amerykę. Pięknie przypomniane emocje szeptanych po zmroku opowieści o tajemnicach nie z tego świata. Urzeka prostotą i niedzisiejszą naiwnością, jednocześnie ożywia jeden z najtrwalszych mitów XX w., stając się tym samym wielowymiarową opowieścią o UFO. Kolejne, po Opowieściach z Pętli, miłe zaskoczenie.
Ukryta gra - Łukasz Kośmicki. Szachowy pojedynek rozgrywany w Warszawie. Walka wywiadów, w tle kryzys kubański, imperialiści i komuniści. Bill Pullman jako szachowy geniusz i Robert Więckiewicz jako dyrektor Pałacu Kultury i Nauki. Obydwie role zagrane w sposób nieoczywisty.
Grzesznik 3 - pozostając przy Billu Pullmanie zawiesiłem się na kolejnym sezonie tego ciekawego serialu.
After Life 2 - Ricky Gervais dalej dzielnie sobie radzi po śmierci żony a najlepiej radzi innym. W sumie drobi w miejscu ale niechybnie zmierza do kolejnej odsłony
To wiem na pewno - literacko rozwijana fabuła z podwójną rolą Marka Ruffalo, który naprawdę dwoi się i troi by ocalić siebie, brata i świat.
Siły Kosmiczne - Steve Carell jako generał (czterogwiazdkowy) tych sił i John Malkovich jako naukowiec mają za zadanie doprowadzić do powrotu Amerykanów na Księżyc będący stacją przesiadkową do dalszej ekspansji kosmosu. Bawi mnie bardzo ta słodko-gorzka komedia, cholernie aktualna i inteligentnie podana. Albo odwrotnie.

niedziela, 10 maja 2020

Refleksy #36


Szału nie ma, więcej się działo w serialach ale to już chyba taki trend, nie wynikający już nawet z tego, że zamknięto kina. Do tego nie bez uwag.
Ozark - trzeci sezon chyba okazał się lepszy fabularnie od swojego poprzednika i zdecydowanie wkracza w czwarty
Co robimy w ukryciu - przezabawny i oryginalny film Jemaine'a Clementa i Taika Waititi z 2014 r. kontynuowany jest w serialu, którego akcja przeniosła się do USA. Tym razem poznajemy losy wampirów z amerykańskiego Staten Islands w paradokumentalnej formule i niezwykle uroczej formie.
Devs - ostatecznie okazał się rozczarowaniem i nie przeskakuje wcześniejszych produkcji Alexa Garlanda. Meandrując między ograną kryminalną intrygą a próbą przedstawienia wizjonerskiego odkrycia, wręcz boskiego pierwiastka wykrzesanego przez kwantową maszynę, pozostaje jedynie przy tej próbie.
Westworld - drobi w miejscu i przeciąga niepotrzebnie swój finał kradnąc nam czas
Homeland - wysoką ocenę ostatniego już sezonu tej świetnej serii zaburza samo zakończenie, takie trochę z innej bajki ale rozumiem, że twórcom żal było zamykać te drzwi.
W sieroctwie po szpiegowskich opowieściach trafiłem na Faudę, izraelski serial w sensacyjny sposób opowiadający o trudnych relacjach między Żydami a Palestyńczykami. Momentami nieco melodramatyczny i nie tak solidny jak Nasi chłopcy ale i tak dobry.
Kierunek noc - europejska produkcja opierająca się na pomyśle ze Starości aksolotla Jacka Dukaja*. W filmowej wersji promieniowanie słoneczne zabija ludzkość. Grupa osób na pokładzie porwanego z Brukseli samolotu próbuje uciec pozostając w ruchu w strefie nocy. Dynamiczne chociaż dalekie od prozy Dukaja, dużo fabularnych mielizn i bohaterowie, których trudno polubić. Jednak sekunduję kontynuacji.
Dżentelmeni - Guy Ritchie'go najnowszy film to oczywista  kopia jego najlepszych filmów ale co z tego jak zrobił to w rewelacyjny sposób. Mogę być nieobiektywny bo i Aladyn mi się podobał.
Pierwszy reformowany - Paul Schrader. Ethan Hawk jako duszpasterz tytułowego Kościoła próbuje pomagać swoim owieczkom sam grzęznąc w problemach. Jednak głos przeciwko życiowym ekstremizmom.
Zew krwi - Chris Sanders. Wszyscy narzekali, że Buck, pies który poczuł zew, jest figurą CGI jakby nie zauważając, że praktycznie cały film został stworzony komputerowo. Jak większość z Londona, krzepiące
Bad Boys. For life - Adil El Arbi i Bilall Fallah. Za starzy by się nudzić. Will Smith (Mike Lowery) i Martin Lawrance (Marcus Burnett) po latach powracają jako duet skazanych na siebie policjantów. Udowadniają, że stara szkoła nadal nie jest staromodna.
Człowiek, który zabił Hitlera i Wielką Stopę - Robert Krzykowski. Bardzo lubię patrzeć jak gra Sam Elliot. Może to spokój, którym emanuje a może tembr głosu sprawiają, że filmy z jego udziałem dostają u mnie punkt więcej do oceny. Jednak trochę niedoceniony film o złożonej na ołtarzu Historii miłości.
Spiderman: Daleko od domu - Jon Watts. Europejskie wakacje Petera Parkera wyglądają prawie jak w krzywym zwierciadle. Restart serii z Tomem Hollandem ogląda się jak zwykle bardzo dobrze.
Platforma - Galder Gaztelu-Urrutia. Hiszpański dystopijny thriller wyglądający jak połączenie Cube z Snowpiercer przypomina bardziej niedawną ekranizację J.G. Ballarda - High-Rise (Wieżowiec). To brutalna przypowieść o klasowych nierównościach, w które wpędzamy się często sami
Laleczka - Larsa Klevberga to nowa wersja Laleczki Chucky z 1988 r. Chwalą za umiejętne żonglowanie klimatem i uwspółcześnieniem tej historii. Może i tak, mnie nadal zadziwia, że ktoś chciałby kupić tak okropną lalkę
Przeczytane w tzw. międzyczasie
Żywego ducha - Jerzy Pilch. W tym charakterystycznym czasie przypomniałem sobie o tej niewielkiej książeczce i zajrzałem do niej szukając praktycznych rozwiązań w poradnikowym stylu "Jak przetrwać w..." Jednak nie znalazłem. Pomysł jest tyle wyśmienity co już eksploatowany. Główny bohater pozostaje na świecie sam. W jego otoczeniu, bliższym i dalszym, jak w tytule, żywego ducha. To alter ego pisarza, więc już człowiek niemłody, doświadczony, mający co wspominać i czego żałować. Proza refleksyjna, trochę rozliczeniowa, z bohaterem wspominającym wiek męski-zwycięski w stylu inteligentów z filmów Marka Koterskiego.
Nasze imię Legion, nasze imię Bob - Dennis E. Taylor. Fantastyka na tyle dowcipna, że pomimo science (sondy von Neumanna) przypomina stylem i lekkością Harry Harrisona. Główny bohater po swojej nagłej śmierci budzi się po latach do życia jako zdigitalizowany umysł mający wspomagać funkcjonowanie SI. W wyniku wrodzonej inteligencji, umiejętności analizy i nauczania szybko awansuje w nowej rzeczywistości. W tłumaczeniach cześć druga i bodajże trzecia.
Na posterunku - Jan Grabowski. W podtytule - Udział polskiej policji granatowej i kryminalnej w zagładzie Żydów. Wstrząsające świadectwo nie tylko kolaboracyjnego charakteru tej formacji ale i społecznego antysemityzmu będącego normą a nie wyjątkiem w okupowanej Polsce.

* arcyciekawy esej Jacka Dukaja w ostatnim Magazynie świątecznym Gazety WyborczejTak wymienia się rdzeń duszy o tym, że kryzysy takie jak ten obecny, związany z pandemią, to więcej szans niż zagrożeń dla ludzkości