niedziela, 7 lutego 2021

Czarno-białe i w kolorze 2

    Przełom roku to nadal czas pandemicznej smuty . W większości nie ma na czym oka zawiesić, chyba żeby ten marazm wynikał z lenistwa będącego podstępnym i nieznanym dotąd działaniem wirusa. Niby tak, ale:

Possessor - Brandon Cronenberg. Fiksacje Cronenberga juniora nie są dalekie od ojcowskich obsesji. Jeżeli Tenet wydawał się Wam momentami psychodeliczny to Possessor nawet nie zakrywa tego udawaniem. Sensacyjna fabuła ubrana w kostium fantastyki bliskiej przyszłości wkracza sugestywnymi obrazami w czysty gatunkowo horror. Główna bohaterka (Andrea Riseborough) to pracująca na zlecenie tajemniczej organizacji skuteczna niesłychanie zabójczyni. Zlecone zadania wykonuje osobiście ale nie swoimi rękami. Brzmi skomplikowanie? I tak wygląda. Przed wykonaniem zadania, podłączona do urządzenia-interfejsu,  wchodzi (dosłownie) w ciało i psychikę wybranej osoby, która ma nieutrudniony dostęp do wybranej ofiary. Po jej zabiciu kolejnym jej zadaniem jest popełnienie samobójstwa a tym samym zatarcie śladów. Po kolejnym zleceniu coś się zacina i w zawodowej zabójczyni budzą się wątpliwości. Szalona opowieść o tożsamości, jej utracie i odzyskiwaniu siebie, którą trudno wyrzucić z głowy.

Kwiat szczęścia - Jessica Hausner. Delikatna wręcz poetycka opowieść nie tak odległa od Cronenbergowej wizji panowania nad ciałem i duszą. Gdzieś w laboratoryjnych halach przypominających ogrodnicze szklarnie uprawiane są rośliny, których kwiaty mają wydzielać zapach wywołujący u ludzi poczucie szczęścia. Jak większość filmowych eksperymentów i ten się udaje, i również wymyka spod kontroli. Ta lekka, często zabawna historia z surrealistyczną nutą o uzależniającej potrzebie szczęścia może być odczytywana na wielu poziomach. To z jednej strony fabuła inwazyjna, zostaniemy opanowani przez obcy gatunek z drugiej kameralny obraz społecznej samotności. Podane to z wdziękiem i specyficznym urokiem wspomaganymi  aktorstwem Bena Whishawa i Emily Beecham

Mank - David Fincher. Netflixowy kandydat do nagród chociaż rewelacyjnie stylizowany na epokę i opowiadający o kulisach powstania jednego z najsłynniejszych filmów - Obywatela Kane'a (1941 r.), jakoś nie porwał. Opowiada historię pisania scenariusza i przywraca należne miejsce jego twórcy Hermana Mankiewicza (Gary Oldman), istniejącego do tej pory w cieniu reżysera Orsona Wellesa. Taki los scenarzystów. Film jako lektura nadobowiązkowa dla studentów kierunków filmowych.

Malcolm i Marie - Sam Levinson. Zaskakująco dobre otwarcie roku na netflixie. Nieco teatralny, czarno-biały i w przeciwieństwie do Manka emocjonalnie angażujący chociaż podobnie opowiada o twórcy i jego muzie. To właśnie tytułowa para, Malcolm (John David Washington) i Marie (Zendaya). On zdobył tego wieczora nagrodę i uznanie za swój ostatni film, ona zaczyna mieć pretensje, że nie podziękował jej odbierając nagrodę. I się zaczyna, noc oczyszczenia, emocjonująca huśtawka nastrojów i wzajemnych żali. To film w filmie gdyż w trakcie tej kłótni poznamy i nagrodzony film, kulisy jego powstania a nawet kontekst kulturowy i krytykę wszechobecnej w branży politycznej poprawności. A także dużo miłości. Świetnie zagrane, mam nadzieję, że film będzie wszędzie wyróżniany.