czwartek, 14 września 2017

Refleksy #9

Ja, Daniel Blake - Ken Loach. Laureat szeregu nagród kina europejskiego (m.in. Złota Palma, Cezar, BAFTA), którego sukcesem zdawał się być zdziwiony sam reżyser odbierający w 2016 r. nagrodę w Cannes. Jednak zasłużona. Mądra i wzruszająca społeczna diagnoza dzisiejszego świata. Prosta historia o jego niepotrzebnym skomplikowaniu. Dojrzały mężczyzna w wyniku choroby traci dochody. Nie może podjąć pracy ale i nie może otrzymać zasiłku. W tak granicznej sytuacji zachowuje pogodę ducha, rozsądek i chęć niesienia pomocy innym wykluczonym. Wielkie kino.
Aquarius - Kleber Mendonça Filho. Sonia Braga jako spełniona zawodowo i rodzinnie kobieta w nierównym pojedynku z deweloperem, któremu stoi na przeszkodzie w realizacji nadmorskiej inwestycji. Zero sensacji. Kameralność, społeczna refleksja i powolne tempo pozwalają spojrzeć inaczej na dojrzałą kobiecość i pokoleniowe różnice.
To przychodzi po zmroku - Trey Edward Shults. Jednak zawód. Film zmarnował pomysł, który jest jakby obiecany w tytule. Nawet całkiem się rozminął  z tą tajemnicą za którą pognał w las pies. Pozostaje przeciętnym filmem postapo o próbujących przetrwać ludziach bardzo podobnym do Into the Forrest - Patricji Rozemy.
Jestem mordercą - Maciej Pieprzyca. PRL-owskie śledztwo na tropie wampira z Zagłębia poruszając się w historycznym kostiumie słusznie minionej epoki pokazuje nie tylko konformizm jej funkcjonariuszy. Ambitny milicjant, początkowo wierny kryminalistyce nie ideologii, sięga po pomoc zachodniego autorytetu w nakreśleniu portretu psychologicznego seryjnego zabójcy kobiet i wspiera się oprogramowaniem komputerowym w jego typowaniu. Później wybiera drogę na skróty. Szybszą ale prowadzącą na manowce. Jednak Czerwony pająk, Marcina Koszałki zostawiał więcej pytań.
Piraci z karaibów: Zemsta Salazara - Joachim Ronning, Espen Sandberg. Na Karaibach szleje nie tylko Irma. Spustoszenie sieje ponownie Jack Sparrow - pijak, abnegat, nihilista ale i kapitan Czarnej Perły. W starciu z umarłym Salazarem-Bardemem, oprócz sprawdzonej załogi pomaga mu dzielna młodzież. Jednak mam słabość do tych karaibskich przygód.
Bodyguard zawodowiec - Patrick Hughes. Ani to nice guys ani deadpool. Fabuła jakich już wiele było. Wrogowie skazani na siebie muszą się zaprzyjaźnić by przeżyć. No i czepili się Białorusi a jej prezydent to ponoć taki ciepły człowiek.
Serialowo:
Kroniki Times Square - zaskakująco dobry serial o Nowym Jorku lat 70-tych. James Franco w podwójnej roli i Maggie Gyllenhaal. Uliczna prostytucja aspiruje do świata biznesu. Porno biznesu. Ozark - wyprzedza czwarty sezon Narcos, który ma traktować o narkokartelach z Meksyku. Całkiem porządna produkcja netflixa z Jasonem Batemanem w roli głównej i w roli jego twórcy. Księgowy mafii musi odpracować potężny dług a przy okazji poukładać swoje życie rodzinne. Nie wiadomo co jest bardziej emocjonujące. Narcos w sezonie trzecim skupia się na konkurentach Escobara - kartelu z Cali. Brak Pabla wcale nie spowalnia akcji. GoT nie cackała się z fanami i w ekspresowym tempie doprowadzeni zostaliśmy do finału wiedząc już, że muru nie ma, że zima jednak przyszła, że jeden ze smoków przeszedł na drugą strone. I nadal nie wiadomo jak ta historia się zakończy. Trzymam kciuki za Cersei bo to ona najbardziej zasługuje na tron. Twin Peaks także doprowadził nas do finału, dla mnie absolutnie satysfakcjonującego. Dawidzie Lynchu, proszę o więcej. Gwiazda szeryfa z Timem Rothem póki co nie przekonuje, z podobną ostrożnością oglądam China girl czyli Top of the Lake, czyli Elisabeth Moss, sezon drugi. Defenders po słabiutkim Iron Fistcie przekonuje, że jest tak mocny jak jego najmocniejsze ogniwo (Jessica Jones) i tak słaby jak jego najsłabsze (Ręka). Czekam na Punishera. Przy okazji informacji, że netflix wspólnie z Agnieszką Holland nakręci oryginalną produkcję powiadającą o alternatywnej Europie, w której zimna wojna nigdy się  nie  skończyła a żelazna kurtyna nadal rozdziela wschód od zachodu, nie mogłem uwierzyć, czytając komentarze do tej informacji, jaką nieuzasadnioną i bezinteresowną niechęcią darzona jest reżyserka przez rodaków. Tym bardziej, hejterom na pohybel, trzymam kciuki za projekt, za twórczynię, pamiętając, że kino politycznie zaangażowane jest jej żywiołem.


środa, 13 września 2017

To nie koniec

Halloween clown  mask 
To - Andres Muschietti. Ekranizacja ponoć najlepszej powieści grozy Stephena Kinga paradoksalnie nie przebija swoich telewizyjnych epigonów ze Stranger Things na czele i klaunami rozsianymi po American Horror Story. Idąc na seans liczyłem na jakiś reżyserski geniusz, który ogarnie całość w jednym filmie. Jednak To nie koniec. Film ewidentnie robiony pod batutą Mistrza nie pozwala na żadne scenariuszowe szaleństwo, chociaż wydaje mi się, że stać będzie po stronie tych udanych ekranizacji prozy Kinga.
    W Derry, miasteczku w którym rzecz się rozgrywa, nie ma ani szczęśliwych dorosłych ani też szczęśliwych dzieci. Samo miasteczka również nie wygląda na radosne. Poznajemy je bardziej w miejscowej bibliotece niż w szerszych planach. Wiemy o nim jedynie to, że statystycznie ginie w nim, znika bez śladu więcej dzieci niż gdzie indziej. Końcówka amerykańskich lat osiemdziesiątych wygląda równie smutno jak i tych wtedy w Polsce. Nostalgia zaznaczona jest pojedynczymi artefaktami i jest jej tyle ile potrzeba, nie więcej i nie mniej. Kończy się rok szkolny będący dla wielu wyzwoleniem, obietnicą zmiany, początkiem czegoś nowego. Grupa dzieciaków pomimo sielskiej atmosfery wakacji musi zmierzyć się nie tylko z terroryzującą ich nadal szkolną starszyzną na czele, której stoi Henry, syn miejscowego szeryfa ale głównie z własnymi problemami, kompleksami, lękami. Billy'emu zaginął młodszy brat, Eddie ma nadopiekuńczą matkę a Beverly tatusia. Ben cierpi z powodu swojej otyłości, Mike ma syndrom ocalonego, jego rodzina zginęła w pożarze. Stanley boi się wszystkiego a najbardziej czekającej go ceremonii bar micwy. Jedynie okularnik Richie wydaje się mieć wywalone na wszystko i po za tym, że jest gadatliwy i wszystko kojarzy mu się z seksem, jest absolutnie nie lękliwy. Dzieciaki podejmując próbę rozwiązania zagadki zniknięć dzieci zmierzyć się muszą z własnymi słabościami a horror, który ich czeka stanie się nie tylko egzaminem ich siły ale i rytuałem przejścia. Obecny na ekranie, praktycznie od początku, demoniczny klaun Pennywise, wręcz mistrz inicjacji, uosabia ich lęki i skutecznie zniechęca do odkrycia przez nich prawdy. Odkrycie jej to pyrrusowe zwycięstwo, każdy z nich musiał za nią oddać część siebie a Zło pokonane zostało jedynie na pewien czas. Przymierze krwi, które zawierają, jednoczące ich w przyjaźni i doświadczeniu tajemnicy, kończy nie tylko wakacje ale oznacza także koniec dzieciństwa.
Finał informuje nas, że to chapter one, wiemy więc, że z bohaterami, tym razem już dorosłymi, spotkamy się jeszcze raz. Złamałem zasadę, że na horrory nie chodzę do kina. Nie było źle.

wtorek, 5 września 2017

Wolski z ziemi polskiej

Zdjęcie wydawca
Wampir - Wojciech Chmielarz. Dałem się namówić zachęcony dobrymi opiniami jakimi cieszy się autor. Tłumaczę się, nie dlatego, że powieść mi się nie podobała ale z uwagi na to, że z polskim kryminałem, kryminałem współczesnym w ogóle, mam pewien problem. Dotyczy on głównie jakości samej zagadki kryminalnej a więc clou całego przedsięwzięcia. Mam tu na myśli typowy kryminał, nie jakąś hybrydę sensacji, thrillera, fantastyki czy innego cholerstwa. Może to być kryminał ubrany w powieść policyjną, detektywistyczną, prokuratorską, dziennikarską a nawet księżowską gdzie zasadniczo będzie chodzić o rozwiązanie zagadki - kto zabił? I uzyskanie w tym dochodzeniu odpowiedzi na wszystkie siedem złotych pytań kryminalistyki. Obecnie w tym dochodzeniu do prawdy brakuje pewnej niezbędnej prostoty a zarazem finezji. Dochodzi momentami wręcz do sytuacji, że tracę zainteresowanie samym grande finale, w którym autor pokazuje mi twarz mordercy, bo jestem już zmęczony zawijasami fabuły, która mnie do tego momentu doprowadziła. Tak mnie zmęczył tryptyk o prokuratorze Szackim, Zygmunta Miłoszewskiego. Ostatni i to chyba gatunkowo niezbyt czysty kryminał jaki mi się zdarzyło przeczytać z dużym zainteresowaniem to Ciemno, prawie noc - Joanny Bator (określiłem  nawet tą opowieść mianem kryminalnej baśni).
    Może należy pozostać przy klasyce gatunku?. Np. Zabójstwo Rogera Ackroyda, druga powieść w dorobku Agathy Christie, od lat w czołówce najlepszych kryminałów. Powieść wzbudziła w momencie jej wydania oburzenie złamaniem gatunkowych reguł, mordercą okazał się narrator powieści. Ostatnio obejrzałem interesujący film dokumentalny Agatha Christie kontra Hercules Poirot w reż. Jean-Christophe Klotz. Przedstawia on pracę Pierre'a Bayarda, profesora literatury i psychoanalityka, który postanawia zdekonstruować tą wspaniałą powieść. Po 80 latach od wydania książki dochodzi do zdumiewających wniosków rzucających nowe światło na osobę mordercy. Krytykom, którzy w tamtym czasie zarzucali Christie złamanie kanonów powieści kryminalnej autorka przecież odpowiadała - Czytajcie uważniej! Okazuje się, że Christie mogła złamać jeszcze jeden schemat. W finale błąd, dedukcyjną pomyłkę mógł popełnić detektyw a uważny czytelnik miał możliwość ujawnienia prawdziwego mordercę. Czy trochę bliższą naszym czasom ObietnicaFriedericha Durrenmatta. Wykorzystując kryminalną opowieść pozwala sobie na podtytuł Requiem kryminału. Także łamiąc gatunkowe klisze pozostawia zbrodnię nieukaraną, zbrodniarza nieujawnionego, ofiary nie pomszczone, detektywa nie ze swojej winy, bo z winy przypadku, pokonanego.
    Nie, jednak szkoda byłoby zaczytywać się tylko w starych, klasycznych kryminałach. Nie tylko dlatego, że zbrodnia, jej motywy i spryt ludzki jakoś się diametralnie przez lata zmieniły. Dla tego dreszczu, co autor tym razem wymyśli. Może odkryjemy coś nowego?
    Kończąc te dygresje, wracając do Chmielarza podkreślam, że to całkiem udana historia. Świetnie odmalowany miejski pejzaż Gliwic, mięsiści bohaterowie, realistycznie odmalowane środowisko wielkomiejskiej młodzieży, echa nadal goszczących w tabloidach spraw, no i charakterystyczny prowadzący śledztwo. Młody, ok. trzydziestki, niepoukładany życiowo facet, którego jeżeli obdarzycie sympatią to znaczy, że naprawdę znacie życie. Podejmuje się sprawy wyjaśnienia samobójczej śmierci młodego chłopaka i prawie gubi się w asfaltowej dżungli.
Zombi, kolejna sprawa Dawida Wolskiego, kontynuująca jak się wydaje wątki zasygnalizowane w Wampirze przecież już czeka na przeczytanie...

sobota, 2 września 2017

Napisz mnie, opowiedz

Zdjęcie wydawca
Niepełnia - Anna Kańtoch. Oczekiwałem nowej powieści czując, że wydana w powergraphowych Kontrapunktach może być równie intrygująca co jej Czarne*. Nawet projekt okładki opozycyjnie biały, przełamany krwawymi plamami tę obietnicę podtrzymał. Nie zawiodłem się co wcale nie było takie oczywiste gdyż lektura Łaski pozostawiła mnie nie do końca usatysfakcjonowanego**
Nie wiem czy Niepełnia wywoła tyle dyskusji interpretacyjnych co świetne Czarne, wiem, że powinna. To quasi kryminalna historia , czy jakby chciała autorka "książka zaliczana do gatunku "coś dziwnego". Albo Kańtoch punk, jak kto woli", również wymyka się prostej interpretacji uprawiając narracyjną woltyżerkę. Pierwotnie mająca nosić tytuł Opowieści o opowieściach to piętrowa historia kilku mniej lub bardziej powiązanych ze sobą osób w nieunikniony sposób zdążających do konkretnego miejsca. Miejsca, w którym wszystko się zaczyna i w którym wszystko się zacznie od nowa. Opowieści Kańtoch, pozornie splecione niczym warkocz, przypominają przy tym bardziej wstęgę Mobiusa. Gra, która prowadzi autorka z czytelnikiem jest wciągająca i nie pozwala odłożyć książki zmuszając do jej przeczytania "na raz". Pomimo czujności w czasie lektury nie raz poczujemy się silnie zaskoczeni, narracją i wynikającą z niej czasoprzestrzenią czy oryginalnym potraktowaniem problematyki genderu. Niepełnia umyka łatwemu streszczeniu, ale to właśnie jej tytuł dotyka najbardziej istoty płci, tego poszukiwania i prób odnalezienia siebie. To nieosiągalne imago.

Czarne – jest przede wszystkim pięknie napisaną książką. Pisaną pięknym i lekkim językiem,
Zdjęcie wydawca
konstrukcją, która popycha nas w lekturze nie tyle koniecznością dotarcia do puenty ale do zapoznania się z każdym następnym zdaniem, rozdziałem, jego rytmem i obrazem jaki niesie. Oprócz tego, to niebanalna historia, początkowo odbierana jako opowieść o duchach, przeistacza się w coś mniej oczywistego a bardziej niesamowitego. Autentyczne napięcie jakim nas obdarza wywołuje wspomnienie lęków, których doświadczyliśmy, a które zapomniane, drzemią po za świadomością. Przypomina emocje dzieciństwa, które się kończy. To także obraz kraju, ludzi  mielonych przez czas i Historię. To obraz przemiany, nie dokonanej ale dokonywanej i próba odkłamania rzeczywistości. Osobiście to moje pocztówkowo-fotograficzne wyobrażenie o międzywojniu, to moja recepcja prozy Iwaszkiewicza i Miłosza Poematu o czasie zastygłym. To sanatoria Schultza i Tomasza Manna i groza Inwazji porywaczy ciał  i tajemnica Piknika pod wiszącą skałą. To Czarne.

** Łaska. Kryminał to gatunek silnie egalitarny. Wszyscy czytamy kryminalne historie, tak te z życia
Zdjęcie wydawca
jak i całkiem wymyslone, z wypiekami na twarzy, nawet gdy do tego nie chcemy się przyznać. Wielu pisarzy kryminał ma w swoim CV, czasami nawet jakiś tytuł przechodzi do historii literatury lub przynajmniej trafia na listy bestsellerów. Jednak większość to historie mające jedynie zaspokoić naszą ciekawość i doprowadzić nas na smyczy autora do rozwiązania kryminalnej zagadki. Łaska jest właśnie takim przypadkiem. Trup się ściele gęsto, PRL wydaje się egzotycznie odległy, Milicja Obywatelska radzi sobie jak może a jej funkcjonariusze to skrzyżowanie kapitana Żbika z porucznikiem Zubkiem. Są kobiety i mężczyźni ale jakby osobno. I dzieci, dużo dzieci.  A całość mogłaby nosić tytuł Tajemnica Zielonego Domku. Nie tyle jako odniesienie do intrygi a raczej z uwagi na taki młodzieżowy styl całości. Tak, Łasce raczej bliżej do wcześnieszych Tajemnic Diabelskiego Kręgu czy Tajemnic Nawiedzonego Lasu niż do świetnego i naprawdę tajemniczego Czarnego. Szkoda.