piątek, 21 kwietnia 2017

Refleksy #2

        Przeczytałam dzisiaj, że weekendowy bilet do kina jednej z sieci kosztuje już prawie 38 zł. Jestem tym zszokowany. Z racji mniejszej odległości odwiedzam konkurencyjny multipleks i tam cena biletu (premiera+weekend+3d) nie przekracza jeszcze 30 złotych. Co prawda nie lubię specjalnie oszczędzać na kulturze i korzystam z jej różnych form, co niestety kosztuje, ale cena jednorazowego biletu do, było nie było jedynie kina, w cenie dobrej nowości książkowej mnie zasmuca. Ostatnie moje cztery wizyty w kinie, tak się akurat złożyło, zaplanowałem w tak zwane tanie dni i nie płaciłem chyba więcej niż 19 złotych. Z czego byłem bardzo rad i jestem przekonany, że bilet nie powinien kosztować więcej niż 25 zł. Trudno mi sobie wyobrazić inną niż okazjonalna, rodzinną wizytę w kinie połączoną chociażby tylko z małą konsumpcją. A wszystko to ponoć nasza, widzów, wina. Coraz częściej odwiedzamy kinowe sale ( 44 mln w 2015 do 52 mln w 2016 widzów), niezrażeni tym, że zamiast Kroniki Filmowej puszczany jest nam 30 minutowy blok reklamowy.
       Poza tym, Fargo odsłona trzecia, Expanse w odsłonie drugiej, oraz netflixowe Odkrycie - Charlie McDowell, z aktorskim wsparciem Roberta Redforda gra Rooney Mara i niekomediowo tym razem Jason Segel. Obraz sf o tym do czego prowadzić może naukowe potwierdzenie życia po śmierci. Momentami jednak nie przekonuje.
       Czy telewizja wygra z kinem? Ktoś już kiedyś o to pytał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz