|
3d materiał reklamowy w kinie.
Zdjęcie własne |
Ghost in the Shell -
Rupert Sanders. Nie jest to co prawda
Lucy in the Shell, a miałem takie obawy widząc
Scarlett w obsadzie, ale do historii kina nie przejdzie. Nie wiem czy ten film, mając na uwadze oryginalną anime, był w ogóle potrzebny. To jest problem generalnie dotyczący dzisiejszego kina. Chociażby nie tak dawnej
Pięknej i Bestii będącej aktorskim remakiem klasycznej
Disneyowskiej animacji. Tak naprawdę profity z obecnej ekranizacji
Ghost... odebrali już dawno, wtedy jeszcze bracia,
Wachowscy, umiejętnie eksploatując wszystkie pojawiające się tam problemy w
Matrixie, autorsko dodając nowe elementy i również czerpiąc z filozofii
Jeana Baudrillarda. I dlatego produkcja Sandersa jest lekko anachroniczna i chociaż pozostaje kopią samej siebie to, paradoksalnie, kopiuje obrazy późniejsze.
Seans w 3D olśniewa wizją miasta przyszłości, aktorzy graja porządnie i jedynie końcówka zostawia wrażenie kończonej w pośpiechu i jakby w przekonaniu, że "niepotrzebnie to zrobiliśmy".
Pojawienie się
Takeshi Kitano powinno zaś być przyczynkiem do poznania jego filmografii. I to główny pożytek z filmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz