środa, 5 kwietnia 2017

Nie zadziera sie z Takeshi Kitano

3d materiał reklamowy w kinie.
Zdjęcie własne
Ghost in the Shell - Rupert Sanders. Nie jest to co prawda Lucy in the Shell, a miałem takie obawy widząc Scarlett w obsadzie, ale do historii kina nie przejdzie. Nie wiem czy ten film, mając na uwadze oryginalną anime, był w ogóle potrzebny. To jest problem generalnie dotyczący dzisiejszego kina. Chociażby nie tak dawnej Pięknej i Bestii będącej aktorskim remakiem klasycznej Disneyowskiej animacji. Tak naprawdę profity z obecnej ekranizacji Ghost... odebrali już dawno, wtedy jeszcze bracia, Wachowscy, umiejętnie eksploatując wszystkie pojawiające się tam problemy w Matrixie, autorsko dodając nowe elementy i również czerpiąc z filozofii Jeana Baudrillarda. I dlatego produkcja Sandersa jest lekko anachroniczna i chociaż pozostaje kopią samej siebie to, paradoksalnie, kopiuje obrazy późniejsze.
Seans w 3D olśniewa wizją miasta przyszłości, aktorzy graja porządnie i jedynie końcówka zostawia wrażenie kończonej w pośpiechu i jakby w przekonaniu, że "niepotrzebnie to zrobiliśmy".
Pojawienie się Takeshi Kitano powinno zaś być przyczynkiem do poznania jego filmografii. I to główny pożytek z filmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz