poniedziałek, 6 lutego 2017

Sex-misja

Wikipedia
7EW - Neal Stephenson. Bardzo ładna oprawa tej książki skrywa dwa oblicza. Pod czarną obwolutą ujawnia się biel okładki, każda     z odpowiednią okrągła grafiką pośrodku. Sama opowieść Stephensona również ma janusowe oblicze. Książka lekka nie jest. Trochę waży. Czytając żałowałem, że nie nabyłem jako pliku na czytnik, no ale był to wynik promocyjnego zakupu wiązanego           z Domem z liści. Ciężar fizyczny to nie jedyna krytyczna uwaga pod adresem tej książki. Niestety. Męczyłem się w dwójnasób chociaż Stephenson dwoił się i troił by przykuć moją uwagę. Zaczyna od wysokiego C czyli od tego, że Księżyc, nasz naturalny satelita ulega zniszczeniu. Dosłownie rozpada się na kilka dużych części i miliardy mniejszych. Jakby tego było mało cały ten księżycowy gruz, dwa lata po tej katastrofie, musi opaść na Ziemię której powierzchnie będzie bombardować przez 5000 lat (!), niszcząc wszelkie życie, wyjaławiając ją do cna. Świadomość rychłej zagłady, dwóch lat do końca świata, inicjuje działania większości państw zmierzające do ocalenia gatunku i jego cywilizacyjnych zdobyczy. Na okołoziemskiej orbicie międzynarodowa stacja kosmiczna podejmuje szaleńczy wyścig z czasem by przyjąć jak największą liczbę wyselekcjonowanych na Ziemi młodych ludzi, którzy staną się zalążkiem nowej ludzkości. Niewiele w tym momencie zdradzam gdyż      w tym opisie dotarłem może do 50 strony. Z ośmiuset. Wydawałoby się, że dalej będzie coraz lepiej.      W części pierwszej obserwujemy dwuletnie zmagania z rozbudową stacji kosmicznej, problemy techniczne, społeczne a nawet polityczne. Poznajemy głównych i pomniejszych bohaterów. Wszystko      to w duchu współpracy, zdrowego współzawodnictwa, rozumienia wyższego celu, takim z grubsza, nastroju pozytywistycznym. W części drugiej napięcie wzrasta gdyż jesteśmy świadkami zagłady Ziemi, dramatycznej wolty personalnej na stronie 320 oraz konieczności uniknięcia przez stację kosmiczną losów macierzystej planety. Tak dotarliśmy do strony 537 i części trzeciej, której akcja toczy się Pięć tysięcy lat później. Na tych ostatnich trzystu stronach dzieje sie w sumie najwięcej i rzeczy najważniejszych z punktu widzenia celu pierwotnej misji a wszystkie wcześniej pokazane strzelby strzelają w krótkich odstępach czasu kończąc rach-ciach książkę. Oczywiście przepraszam za to wyzłośliwianie się ale całość mnie literacko nie urzekła. W powyższym opisie wszystko wydaje się pozornie na miejscu, wymieszane zgodnie z gatunkiem i tradycją opowieści katastroficznej ale diabeł tkwi w szczegółach. O ile Stephenson przyłożył się do technikaliów i do naukowej strony, z braku odpowiedniej wiedzy, pretensji większych mięć nie mogę, to styl tej opowieści silnie mnie zirytował. Kiedy oczekiwałem prześlizgnięcia się po zagadnieniu dostawałem nudny elaborat, kiedy liczyłem na szczegóły to się okazało, że jest już pięć tysięcy lat później. Będę pamiętał, że dowódcą Arki był Szwajcar ale nie dowiem się dlaczego Księżyc był taki kruchy. Opowiedziana historia sprawia wrażenie pisanej na raty, ze zmieniającą się co jakiś czas koncepcją pisarza na rozwój fabuły. O twiście ze strony 320 już mówiłem? O supercywilizacji pierścienia, która ma problem ze skonstruowaniem napędu turbośmigłowego? O terraformowaniu Ziemi? O śpiących królewnach? Żartuję, królewien nie było, byli górnicy i marynarze. Żeby nie było, książka ma swoje świetne momenty a w nich zdecydowanie narysowanych bohaterów i sensacyjną akcję, a jej słabsze chwile wynikają chyba jedynie z miłości własnej pisarza, który nie chciał zrezygnować z kilku pomysłów. W sumie jestem zaskoczony gdyż lektura Zamieci czy też Diamentowego wieku była wielką przyjemnością. Co prawda moja wrodzona awersja do "grubych" książek nie pozwoliła mi dotychczas przeczytać Cryptonomicon, Peanateme, Reamde czy też Cyklu barokowego, które mają zresztą jak najlepsze opinie wśród czytelników, to jednak szybko się na Stephensona nie skuszę. A 7EW dałbym do redakcji Andy'emu Weir'owi, byłaby lżejsza.

zdjęcie własne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz