czwartek, 8 marca 2018

To wspaniałe stulecie

Trudno podejrzewać Jarosława Kaczyńskiego, że jego polityka to rodzaj finty wewnątrz finty w fincie i poprzez wywoływanie określonych kryzysów jej celem jest historyczne i społeczne edukowanie i wyrobienie naszego społeczeństwa. Jego, jakby to nie brzmiało, wzmożenie. Że dzięki tym kryzysom przypomniał narodowi jego nacjonalizm, antysemityzm, latencje lat socjalizmu i zmarnowane szanse Solidarności, rewolucyjną chciwość i mściwość. I kolejne w nim miesiące, marzec, październik i grudzień a przy nich czerwiec i listopad, wszystkie krzyczące wolnością, najbardziej polskie w kalendarzu. Że przypomniał jego grzechy i teraz od narodu zależy, którą drogą pójdziemy. Czy wykażemy się jako naród z powiedzenia przypisywanego Piłsudskiemu czy jako społeczeństwo obywatelskie i odpowiedzialnie zróżnicowane. Kulminacją czego ma być rok 2018, rok stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości, rok być może najważniejszy dla zmiany ustrojowej państwa. Być może najważniejszy dla potwierdzenia naszego miejsca w Europie, na świecie. Naszej samorządności. Trudno mi o to wszystko podejrzewać jednego człowieka. Trudno mi w to uwierzyć i nie wierzę chociaż mam nadzieję, że to się właśnie niezależnie od niego dzieje. 
Z drugiej strony zapowiadane tak hucznie obchody jubileuszu 100 lecia odzyskania niepodległości (na razie tego nie widać) ze stulecia tego wykreślają całe dekady istnienia Polski, co najmniej wskazując na jej podległość. Taki paradoks. To jak "since" w znakach firmowych, "istnieje od", czasami trudno nam uwierzyć, że ten batonik albo napój już tyle lat jest na rynku razem z nami. To tylko forma autopromocji, nieszkodliwie czerpiąca z dumy i wzmacniająca zaufanie do marki.
Lubimy zapatrywać się w inne narody. Oprócz słynnej już drugiej Japonii, mieliśmy być przecież drugą Irlandią. Podejrzewam nawet, że wchodząc do UE byliśmy pewni, że to tak naprawdę Stany Zjednoczone. Ostatnio zauroczyły nas Węgry, przypomnieliśmy sobie, że jesteśmy jak dwa bratanki. Miłość ta ostatnio przygasła ale na horyzoncie pojawił się nowy amant. Turcja, a Orbana politycznie przebija Erdogan. To podobny fenomen do węgierskiego czy gruzińskiego. Więcej nas dzieli niż łączy ale to co łączy jest silniejsze. I wcale nie mówię o sentymencie do Balatonu, tureckich seriali czy gruzińskiego alkoholu. Orhan Pamuk, Turek przecież,  w jednym z wywiadów  gorzko ocenia swój kraj - "Nie jesteśmy już ani trochę demokracją europejską. Jesteśmy „demokracją wyborczą”, gdzie zwycięzca może robić, co tylko chce, a szacunek dla wolności słowa jest w zaniku. Sędziowie są również kontrolowani przez rząd. No, i mamy nową konstytucję, która została napisana w taki sposób, że bez względu na to, kto wygra wybory i przejmie władzę, będzie musiał postępować jak autokrata".
Może Polskę to czeka. Może Polska, która jest kobietą, na to nie pozwoli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz