|
Zdjęcie wydawca |
Exodus -
Łukasz Orbitowski. Uciekaj moje serce. Tak nasunął mi się tekst
Osieckiej, w piosence
Krajewskiego otwierający serial
Jan Serce. Bo przecież Janek czyli Jan, bo przecież exodus będący ucieczką nie tylko dla Janka, bo serce na wierzchu, cierpiące, bolące, darowane ale nie przyjęte. Dziwna to książka Orbitowskiego i nie powiem, że jestem nią zachwycony. W przeciwieństwie do
Innej duszy, której bohaterowie autentycznie mnie obchodzili,
tour de europe zafundowanym w Exodusie jakoś nie potrafiłem się przejąć. Jan ucieka z Warszawy i od początku, po straszliwym "Trach" powtórzonym później wielokrotnie wiemy, że ucieka przed dramatem, który dosięga go niczym kara boska. Ucieka do Berlina, którego nie przepije, Słowenii gdzie jest wolontariuszem w obozie dla uchodźców, gdzie mieszka w Lublańskim
squacie aż po greckie wyspy, które jednak nie pozwalają zapomnieć. Wiemy, że jego odyseja, momentami zanurzona w szaleństwie powinna odkupić jego winy. Wszystkie grzechy, które popełnił jako ojciec, mąż i syn. Tak się nie dzieje pomimo zatracenia w pomocy uchodźcom, w ratowaniu bezdomnego dziecka czy godności greckiej wdowy. Bo jak Jan Serce musi wrócić do początku. Jan Orbitowskiego jest irytujący, nie wzbudza mojej sympatii i zaufania. I nie mam pewności czy po półtorarocznej tułaczce dojrzał, czegokolwiek się nauczył, że jego cierpienie było szczere. Może właśnie taki miał być bym czuł się komfortowo i wierzył, że jestem lepszy, zapominając, że życie nie powiedziało - sprawdzam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz