sobota, 10 listopada 2018

Refleksy #22

Apostoł - Gareth Evans autor kultowego już akcyjniaka, The Raid stworzył tym razem trochę wolniejszą fabułę. Brat próbuje uwolnić porwaną przez sektę siostrę więzioną na wyspie. Przydługie, bez świeżego spojrzenia na ograne w sumie sekciarskie motywy, epatujące zbędnym okrucieństwem. 
Barry Seal: Król przemytu - Doug Liman. Tom Cruise udowadnia, że lubi latać.Tym razem jako pilot, prawdziwa, tytułowa postać, pracujący dla CIA i jednocześnie kolumbijskiego kartelu narkotykowego. Ma swój urok i sporo smaczków z amerykańskiej polityki i historii najnowszej. 
Atak paniki - Paweł Maślona. Pomimo reklamy to raczej nie komedia a gorzki społeczny obraz dzisiejszych lęków z rodziną w tle. Bardzo uniwersalnie pokazany w odcięciu od typowych polskich kompleksów. Nie wiem dlaczego był porównywany do Dzikich historii.
Mountain - Jennifer Peedom. Wizualnie ładny obrazek o górach i ich szaleństwie z hipnotyczną narracją Willema Dafoe. Jednak niedosyt.
Lepiej w serialach. Nawiedzony dom na wzgórzu ma dar przyciągnięcia uwagi w dosyć wyeksploatowanym temacie tytułowych domów, będąc do tego kolejną wariacją klasycznej powieści Shirley Jackson. Co najmniej dreszcze.
Daredevil - w sumie nie wiem czy powstanie z martwych to był dobry pomysł. Chyba jednak cofnięcie rozwoju postaci do sezonu pierwszego nie pomogło. Jest co prawda Fisk (mało) i Poindexter (interesujący) ale całość jakoś taka męcząca.
Bodyguard - coś co miało być skrzyżowaniem Homeland z House of Card nie jest ani jednym ani drugim. Nie wiem skąd zachwyty nad tym serialem. Bo przecież Richard Madden, sztywny jak pal Azji, to - były żołnierz z PSTD wyniesionym z pola walki, który zostaje policyjnym ochroniarzem pani "prime minister", w pierwszej scenie ratuje pełen pociąg ludzi a przy okazji jest ojcem ratującym swoje małżeństwo, doskonały przy tym jak mutacja Kena z Chłopakiem z plakatu a to tylko początek różnych głupotek tego serialu. Ale ponoć dostanie drugą szansę.
House of Card - ostatni sezon jest przykładem beznadziejnej decyzji producentów. Żal im było nakręconego materiału, porobili dokrętki i wypuścili fabularny kocioł, którego nie uratowała świetna skądinąd Robin Wright. Francisie spoczywaj w spokoju. Sabrina, nastoletnia czarownica zaskakująco za to poukładana i jej reaktywacja (a nie byłem jej fanem) ma więcej sensu niż się z początku wydawało. Szkoda tylko, że znowu przez jej nastoletniość musimy przejść. Dobrze, że jest ciotuchna Zelda (Miranda Otto).
Ślepnąc od świateł - produkcja, która nie mogła się nie udać. Wiecie - Żulczyk, HBO, Frycz, Więckiewicz, Chabior i debiutant Nożyński oraz cudownie baśniowa Warszawa. Ma moc i zjada wymienione wcześniej na śniadanie (żeby nie napisać wciąga nosem).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz