środa, 13 września 2017

To nie koniec

Halloween clown  mask 
To - Andres Muschietti. Ekranizacja ponoć najlepszej powieści grozy Stephena Kinga paradoksalnie nie przebija swoich telewizyjnych epigonów ze Stranger Things na czele i klaunami rozsianymi po American Horror Story. Idąc na seans liczyłem na jakiś reżyserski geniusz, który ogarnie całość w jednym filmie. Jednak To nie koniec. Film ewidentnie robiony pod batutą Mistrza nie pozwala na żadne scenariuszowe szaleństwo, chociaż wydaje mi się, że stać będzie po stronie tych udanych ekranizacji prozy Kinga.
    W Derry, miasteczku w którym rzecz się rozgrywa, nie ma ani szczęśliwych dorosłych ani też szczęśliwych dzieci. Samo miasteczka również nie wygląda na radosne. Poznajemy je bardziej w miejscowej bibliotece niż w szerszych planach. Wiemy o nim jedynie to, że statystycznie ginie w nim, znika bez śladu więcej dzieci niż gdzie indziej. Końcówka amerykańskich lat osiemdziesiątych wygląda równie smutno jak i tych wtedy w Polsce. Nostalgia zaznaczona jest pojedynczymi artefaktami i jest jej tyle ile potrzeba, nie więcej i nie mniej. Kończy się rok szkolny będący dla wielu wyzwoleniem, obietnicą zmiany, początkiem czegoś nowego. Grupa dzieciaków pomimo sielskiej atmosfery wakacji musi zmierzyć się nie tylko z terroryzującą ich nadal szkolną starszyzną na czele, której stoi Henry, syn miejscowego szeryfa ale głównie z własnymi problemami, kompleksami, lękami. Billy'emu zaginął młodszy brat, Eddie ma nadopiekuńczą matkę a Beverly tatusia. Ben cierpi z powodu swojej otyłości, Mike ma syndrom ocalonego, jego rodzina zginęła w pożarze. Stanley boi się wszystkiego a najbardziej czekającej go ceremonii bar micwy. Jedynie okularnik Richie wydaje się mieć wywalone na wszystko i po za tym, że jest gadatliwy i wszystko kojarzy mu się z seksem, jest absolutnie nie lękliwy. Dzieciaki podejmując próbę rozwiązania zagadki zniknięć dzieci zmierzyć się muszą z własnymi słabościami a horror, który ich czeka stanie się nie tylko egzaminem ich siły ale i rytuałem przejścia. Obecny na ekranie, praktycznie od początku, demoniczny klaun Pennywise, wręcz mistrz inicjacji, uosabia ich lęki i skutecznie zniechęca do odkrycia przez nich prawdy. Odkrycie jej to pyrrusowe zwycięstwo, każdy z nich musiał za nią oddać część siebie a Zło pokonane zostało jedynie na pewien czas. Przymierze krwi, które zawierają, jednoczące ich w przyjaźni i doświadczeniu tajemnicy, kończy nie tylko wakacje ale oznacza także koniec dzieciństwa.
Finał informuje nas, że to chapter one, wiemy więc, że z bohaterami, tym razem już dorosłymi, spotkamy się jeszcze raz. Złamałem zasadę, że na horrory nie chodzę do kina. Nie było źle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz